Do podlaskich szpitali tylko w październiku trafiło kilkuset cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę białorusko-polską i potrzebowali pomocy medycznej. Placówki wystawiają faktury za leczenie, a często także hospitalizację, straży granicznej, choć przyznają, że nie mają na to stosownej umowy. Cudzoziemcy nie są ubezpieczeni, więc NFZ nie opłaci ich leczenia.
Czytaj więcej
- Próbowałem przedostać się (przez granicę) jakieś pięć, sześć razy i za każdym razem zostałem złapany i wywieziony z powrotem - mówi zmagający się z chorobą Leśniowskiego-Crohna 24-letni Libańczyk Ali Abd Alwareth, którego w swoim minireportażu z granicy Polski i Białorusi przedstawia agencja AFP.
– Tyle tylko, że my, placówki zdrowotne w regionie, mamy umowę ze strażą na badanie osób zatrzymanych pod kątem tego, czy mogą być one osadzone czy nie. A w sytuacji, w jakiej trafiają do nas imigranci, niejednokrotnie włączamy pełne leczenie i diagnostykę, a nawet robimy operacje – opowiada nam jeden z dyrektorów szpitala, prosząc o anonimowość. Szefowie szpitali boją się, że straż zacznie kwestionować faktury, które np. tylko w przypadku jednego szpitala, z kilkunastu tysięcy złotych we wrześniu, w październiku urosły do setek tysięcy złotych.
Wzrost kosztów
To niejedyny koszt. Z budżetu wojewodów na państwowe ratownictwo medyczne finansowane są także wyjazdy karetek do imigrantów znalezionych przy granicy. Jak podaje nam biuro prasowe Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego, od sierpnia do 24 października takich wyjazdów było już 350. Budżet na pogotowie dla Podlasia został w ostatnim miesiącu dwukrotnie zwiększony, w sumie o blisko 5 mln zł. – Płacimy za tzw. dobokaretkę. Podstawową: 4,6 tys. zł i specjalistyczną: 6,2 tys. zł – wylicza Kamila Ausztol z biura prasowego. Średnio wyjazdy „na granicę" kosztowały już ponad 2 mln zł.
Czytaj więcej
Unijny szczyt nie dociekał, co dzieje się w pasie między Polską i Białorusią.