Szef resortu zdrowia Bartosz Arłukowicz zapewniał, że wejście w życie od 1 stycznia nowej ustawy o refundacji leków nie zagrozi bezpieczeństwu pacjentów. Przekonywał, że nowe przepisy dają miliard złotych oszczędności.
W środę nowy minister po raz pierwszy wystąpił w Sejmie. – Najważniejsza informacja jest taka, że po 1 stycznia pacjent nadal będzie bezpieczny i u lekarza, i w aptece – zapewniał Arłukowicz, odnosząc się do sporu o recepty.
O co w nim chodzi? Lekarze grożą, że nie będą wypisywać recept na leki refundowane, jeśli za błąd w recepcie będą im grozić kary. Arłukowicz zapowiadał dwa rozwiązania, które mają ostudzić emocje lekarzy: medyk decydowałby o tym, jaki poziom refundacji ma mieć lek, tylko w przypadku 28 substancji, przy których refundacja jest różna przy różnych chorobach. Jednocześnie mówił o stworzeniu i zapewnieniu lekarzom dostępu do Centralnego Rejestru Ubezpieczonych, w którym mogliby sprawdzić, czy ich pacjent ma prawo do bezpłatnego leczenia w ramach NFZ.
– To żadne rozwiązanie. Rejestr istnieje i każdy może tam zajrzeć, ale te zapisy o niczym nie świadczą. Są zupełnie nieaktualne – mówi "Rz" Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Nieoficjalnie wiadomo, że rozważane jest jeszcze jedno rozwiązanie: składania przez pacjentów oświadczeń, że płacą składkę zdrowotną. Dziś samorząd lekarski zdecyduje, czy wycofać się z groźby niewypisywania refundowanych recept. Już wiadomo, że groźby, iż te recepty nie będą realizowane, wycofała Naczelna Rada Aptekarska.