Lekarze grożą protestem w lipcu. Krytykują nie tylko ustawę refundacyjną, ale i wynikające z niej przepisy o receptach. Wczoraj po raz kolejny minister zdrowia tłumaczył się w Sejmie z jej wprowadzania. Atmosfera jest napięta. – Mamy do ministra Bartosza Arłukowicza wiele pytań – mówi Jacek Krajewski, prezes federacji Porozumienie Zielonogórskie (skupia lekarzy rodzinnych). – Na przykład: dlaczego tak wielu pacjentów jest w aptece zdziwionych rachunkiem za leki, skoro oficjalnie resort zdrowia twierdzi, że staniały?
Lekarze sami na nie odpowiadają: winne są rozwiązania mówiące, że medycy, przepisując lek, nie mogą opierać się na swojej wiedzy, ale na dokumentach rejestracyjnych leku. Tymczasem w wielu sytuacjach od tego, czy lek jest stosowany zgodnie z dokumentami, zależy, czy pacjent ma prawo do refundacji. Te przepisy złagodzono (na listach refundacyjnych ujęto ok. 800 leków, które mogą być refundowane poza wskazaniami ujętymi w rejestracji ), ale i tak lekarze znają sytuacje, gdy pacjent za farmaceutyki płaci więcej. – Chory na padaczkę, który płacił za swój lek złotówkę, teraz 200 zł. Ten lek jest zarejestrowany do leczenia padaczki lekoopornej, a tej formy choroby pacjent jeszcze nie ma – wyjaśnia Krajewski.
Lekarze narzekają też na przepisy o receptach, np. taki, że na druku recepty ma się znaleźć "nazwa leku". – Wcześniej było zapisane, że może to być "nazwa handlowa lub międzynarodowa leku". W tej sytuacji nie wiemy, czy jeśli wpiszemy nazwę międzynarodową, poprawność recepty nie zostanie zakwestionowana – mówi Krajewski.
O wpisywanie nazw międzynarodowych apeluje część środowiska medycznego: lekarz nie jest wtedy podejrzewany o uleganie lobbingowi którejś z firm produkujących leki o takim samym składzie chemicznym, ale innej cenie niż konkurencja.
Zastrzeżenia lekarzy budzi też zapis mówiący, że farmaceuta nie może poprawiać na recepcie informacji o ubezpieczeniu pacjenta. – Jeśli okaże się, że pacjent nie jest jednak ubezpieczony i tańsze leki mu nie przysługują, cała odpowiedzialność spada tylko na nas – mówi Krajewski.