W Ministerstwie Zdrowia trwają ostateczne negocjacje w sprawie cen leków i liczby pacjentów, którzy mogą liczyć na nowoczesne terapie. Chodzi o leki używane w szpitalach, w tym najdroższe, kosztujące po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Otrzymają je osoby cierpiące na najcięższe choroby. Np. takie, którym dotychczasowe leczenie nie pomogło i drogi farmaceutyk jest dla nich jedyną nadzieją.
– Ministerstwo ma czas do kwietnia, jeśli nie chce, by powtórzyła się awantura taka, jak wokół refundacji leków z przełomu roku – mówi Jerzy Gryglewicz z Uczelni im. Łazarskiego.
Dlaczego? Bo po ogłoszeniu cen najdroższych leków, NFZ musi rozpisać konkurs dla szpitali na leczenie. Potem placówki muszą jeszcze leki kupić. – To musi trwać kilka miesięcy, a pacjenci otrzymują leki na starych zasadach tylko do lipca. Opóźnienie mogłoby oznaczać przerwanie obecnie stosowanych terapii – mówi Gryglewicz.
Resort zdrowia zdaje sobie sprawę z zagrożenia. – Prowadzone aktualnie w ministerstwie działania mają na celu wydanie wszystkich decyzji o objęciu refundacją leków stosowanych w ramach chemioterapii lub programów lekowych, w terminie umożliwiającym przeprowadzenie przez Narodowy Funduszu Zdrowia postępowań konkursowych i zapewnienie ciągłości dostępu do tych terapii – informuje Agnieszka Gołąbek, rzecznik resortu.
Nie odpowiada jednak wprost, czy na nowych listach będą też nowe, nierefundowane dotąd leki.