Na mocy porozumienia z ministrem Łukaszem Szumowskim z lutego 2018 r. Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (PR OZZL) wywalczyło podwyżki płac dla rezydentów i specjalistów. Resort ociąga się jednak z wdrożeniem zmian dotyczących szkolenia lekarzy. W poniedziałek okazało się, że nie tylko nie ma zamiaru wdrożyć projektu ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, przygotowanego przez zespół z udziałem rezydentów, ale też dodał nowe rozwiązania, nieuzgodnione z lekarzami.
Chodzi m.in. o zapisy dotyczące pracy lekarzy spoza UE, które nie były przedmiotem prac zespołu, i wprowadzenie dla nich państwowego egzaminu nostryfikacyjnego, jaki zastąpi egzaminy prowadzone przez uczelnie. Rezydenci obawiają się, że poziom egzaminu zostanie obniżony, by zaradzić problemowi braku lekarzy, a leczeniem zajmą się osoby niekompetentne.
Nie podoba im się także, że resort zrezygnował z zapisu o ustawowym, miesięcznym urlopie, jaki rezydent miał przeznaczyć na naukę przed egzaminem specjalizacyjnym.
Coraz bardziej rozżaleni
– To nie fair. Przez pięć lat rezydenci harują w szpitalach, wykonując czarną robotę. A resort odmawia im nawet czasu na przygotowanie do najtrudniejszego testu w ich karierze – mówi nam jeden z rezydentów.
Jeszcze bardziej związkowców denerwuje, że resort chce usunąć zapis o niezabieraniu rezydentom z pensji zapłaty za tzw. zejście po dyżurze, gdy lekarz po 24-godzinnym pobycie w pracy, zamiast zostać w szpitalu, idzie do domu.
Dyrektorzy szpitali uważają, że mogą nie płacić rezydentowi za 8 godz. 35 min., które w normalnej sytuacji spędziłby w pracy, ale po dyżurze przeznacza na odpoczynek. Tymczasem koszty etatu rezydenta pokrywa resort zdrowia. Szpital więc niejako zabiera lekarzom z cudzych pieniędzy.