Minął już ponad miesiąc od demonstracji przed siedzibą NFZ i Ministerstwem Zdrowia, a Szpital Wojewódzki w Wołominie nadal nie wie, czy nie będzie musiał zamknąć drzwi przed kolejnymi pacjentami. Fundusz nie chce przyznać dodatkowych pieniędzy na neurologię, oddział intensywnej terapii i oddział chorób wewnętrznych, które przyjmują dziś tylko przypadki ostre, takie jak udary, i odsyłają pacjentów ze skierowaniami na operacje planowe.
Pracownicy i pacjenci szpitala, który przy 147-proc. nadwykonaniach za pierwsze półrocze nie ma za co leczyć chorych, 7 września pojechali protestować do stolicy. Zawieźli petycję, w której domagali się zapłaty zaległych 12 mln zł za nadwykonania w 2012 r., gwarancji zapłaty tych z 2013 r. i zwiększenia kontraktu.
NFZ i ministerstwo nie dają nadziei na dodatkowe pieniądze. W pismach, które trafiły m.in. do redakcji „Rz", używają podobnej argumentacji. Tłumaczą, że wartości kontraktów zawartych ze szpitalem są zbliżone do maksymalnych, a mieszkańcy Wołomina mają łatwy dostęp do świadczeń w niedalekiej Warszawie.
– Ale tego, że warszawiacy przyjeżdżają leczyć się do nas, już nie pokazują – mówi starosta wołomiński Piotr Uściński.
– Usiłuje nam się wmówić, że jesteśmy traktowani tak samo jak inni, podczas gdy traktuje się nas o wiele gorzej i ze względu na dobro pacjentów na pewno się z tym nie pogodzimy – dodaje wicedyrektor szpitala Urszula Starużyk.