O cofnięciu stopnia referencyjności, pozwalającemu m.in. na przyjmowanie porodów bliźniąt, wcześniaków i opiekę nad skomplikowanymi przypadkami ciąż, bydgoski oddział NFZ poinformował „Rz" w środę po południu. Sytuacja zmieniła się po spotkaniu dyrekcji wojewódzkiego oddziału funduszu z dyrekcją szpitala.

- Dyrektor szpitala zobowiązał się, że grafik dyżurów będzie ściśle przestrzegany, a my będziemy monitorowali, czy lekarze, wpisani na dyżury, w tym samym czasie nie pracują jeszcze gdzie indziej – mówi „Rz" Jan Raszeja.

Wyniki kontrola NFZ na oddziale, na którym w nocy z 16 na 17 stycznia doszło do śmierci nienarodzonych bliźniaków, wykazała szereg uchybień. Zamiast dwóch położnych na oddziale z pełną obsadą 15 pacjentek pracowała tylko jedna. Drugą odesłano na położniczą izbę przyjęć. Niejasne jest też, czy na oddziale obecny był ordynator. Choć doniesienia prasowe wskazują, że przebywał tej nocy poza oddziałem, z dokumentów wynika, że była na nim cały czas. NFZ zgłosił więc sprawę do prokuratury, która może m.in. przejrzeć zapis ze szpitalnych kamer monitoringu.

Do rażących błędów doszło też w zakresie badań pacjentki, która straciła dzieci. Choć, zgodnie z opinią konsultantów krajowego i wojewódzkiego w zakresie ginekologii, tętno płodów mierzone powinno być stale, pomiary robiono wyrywkowo, co dwie-trzy godziny. A w zapisach z aparatów USG odkryto dwie dziury – trzydniową i 20-godzinną, obie obejmujące feralną noc.

Do szpitala we Włocławku kobieta trafiła w czwartek 16 stycznia, zaniepokojona nagłymi skokami ciśnienia. Lekarz zalecił natychmiastowe cesarskie cięcie, ale lekarze go nie przeprowadzili, tłumacząc się nieobecnością osoby kompetentnej do wykonania badania USG. Tuż po północy tętno płodów zaczęło słabnąć. Według zeznań ojca dzieci, i tym razem dwaj lekarze dyżurni odmówili cesarskiego cięcia. Po północy stwierdzili śmierć płodów. Dwie martwe dziewczynki wyciągnięto z brzucha matki dopiero po rano. Przez ten czas kobieta i jej mąż, którzy starali się o dziecko od pięciu lat, byli pozostawieni bez opieki psychologa.