O tym, że według pomysłu Bartosza Arłukowicza pielęgniarki podstawowej opieki zdrowotnej miałyby odciążyć lekarzy w wypisywaniu recept na wybrane leki, zlecaniu niektórych badań i ordynowaniu wyrobów medycznych, wiadomo od ubiegłego tygodnia. Jak dowiedziała się „Rz", minister zdrowia zamierza jednak iść jeszcze dalej. Planuje, iż nowe uprawnienia siostry dostałyby z dnia na dzień, bez konieczności podnoszenia kwalifikacji.
Zdaniem ministra mają dziś wystarczające umiejętności.
Same zainteresowane nie ?są zachwycone. – Pomysł na rozszerzenie uprawnień jest świetny, ale wprowadzanie go z marszu to kompletne nieporozumienie. Wypisywanie recept z kapelusza grozi błędem lekarskim i więzieniem. Tutaj pomyłki kończą się śmiercią – zauważa Dorota Gardias, była szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Nie rozumie, skąd „nagły pęd do rozszerzenia nam uprawnień, skoro do tej pory systematycznie je ograniczano". – Dziś pielęgniarka nie może nawet poinformować rodziny pacjenta o jego stanie, a za niecałe dwa lata miałybyśmy wypisywać recepty? – mówi.
Dr Wojciech Perekitko z Porozumienia Zielonogórskiego, zrzeszającego m.in. lekarzy rodzinnych, zauważa, że przy dzisiejszej biurokracji i skomplikowanych zasadach refundacji przepisywanie leków sprawia problemy nawet lekarzom. – Bywa najdłuższym elementem wizyty – mówi.