W I kwartale sprzedaliście 762 mieszkania, o prawie 8 proc. więcej rok do roku. Jak wyglądał kwiecień i maj?
Do połowy marca wszystko w budownictwie funkcjonowało normalnie, później gwałtownie stanęło. Kwiecień był najtrudniejszy, ponieważ praktycznie nie funkcjonowała administracja. Trudno było uzyskiwać pozwolenie na użytkowanie wybudowanych mieszkań i startować z nowymi inwestycjami. Na szczęście w maju widzimy odblokowanie administracji i myślę, że dane GUS za maj powinny pokazać już mniejsze spadki rok do roku pod względem przekazywania mieszkań do użytkowania, rozpoczynanych inwestycji i pozwoleń na budowę.
Jeśli chodzi o sam Atal, nasze budowy funkcjonują na 80–90 proc. mocy, brakujące 10–20 proc. to utrudnienia logistyczne podwykonawców.
Sprzedaż wygląda też satysfakcjonująco wobec tego, czego spodziewaliśmy się po wprowadzeniu lockdownu. W kwietniu sprzedaliśmy 170 lokali, a w pierwszych dwóch tygodniach maja ponad 100, co oznacza, że w całym miesiącu możemy znaleźć nabywców na około 200 lokali. Gdyby nie było pandemii, pewnie byłoby to około 250.
Myślę, że jeśli wszystko będzie funkcjonowało tak jak teraz, a jesienią nie przyjdzie duża druga fala zachorowań i nie będzie kolejnego lockdownu, to branża powinna skończyć rok sprzedażą o 20–25 proc. niższą, niż gdyby nie było pandemii.