– Ponieważ liczba mieszkańców, którzy deklarowali chęć zakupu, była niewielka, jedni mieszkańcy wpłacali za innych – przypomina Claudia Frendler-Bielicka, radca prawny w Biurze Administracji i Spraw Obywatelskich stołecznego ratusza.
Wtedy też ówczesna skarbniczka stowarzyszenia Grażyna S. (nazwisko do wiadomości redakcji) wpłaciła zaliczki za kilkoro lokatorów. Z danych miasta wynika, że zapłaciła za troje, z którymi zawarła akty notarialne, w których zobowiązała się kupić im mieszkania własnościowe w innych częściach stolicy. W zamian skarbniczka miała przejąć ich prawa do lokali w kamienicy przy ul. Sienkiewicza.
Po wygraniu przetargu stowarzyszenie wzięło pożyczkę na wykup budynku. Zawierało też z lokatorami przedwstępne umowy sprzedaży, w których samo zobowiązało się, że gdy będzie już prawnym właścicielem budynku, zostawi lokatorów na dotychczasowych zasadach oraz zagwarantuje im prawo pierwokupu na warunkach preferencyjnych. Lokale w kamienicy zostały wycenione na kwoty od 3806 do 44 tys. 207,52 zł. Większość mieszkań została sprzedana najemcom.
Tylko trzy nie zmieniły właściciela. W sumie zajmują powierzchnię 350 mkw. Są to te lokale, które miała przejąć skarbniczka S.
– Choć nie miała prawa do zawierania umów z lokatorami, bo mieszkania nie były ich własnością, tylko stowarzyszenia, chcieliśmy na nią przenieść prawo własności dwóch mieszkań – twierdzi Elżbieta Zawitkowska ze Stowarzyszenia Miłośników Kamienicy. Dodaje, że stowarzyszenie nie chciało dać bonifikaty tylko na wykup tych mieszkań, które w zależności od lokalu wynosiły od 20 do 45 proc. Zniżki przysługiwały tylko najemcom, jednak oni straciliby je, gdyby sprzedali mieszkania przed upływem pięciu lat. Grażyna S. domagała się jednak bonifikaty i skierowała sprawę do sądu. Przegrała we wszystkich instancjach. Sąd uznał, że wszystkie umowy zawarte przez nią z najemcami są nieważne, gdyż zmierzają do obejścia prawa.
Pod koniec 2006 roku stowarzyszenie sprzedało jeden z lokali (140 mkw.), o który toczył się spór z S. Aleksandrowi K. – Przed podpisaniem aktu notarialnego wiedziałem, że do nieruchomości były roszczenia prawne, ale spór został oddalony w sądzie, w najwyższej instancji, a prawo własności do lokalu miało stowarzyszenie, więc nie bałem się tego zakupu – opowiada mężczyzna.