To jest pytanie z kategorii wróżenia. Możemy się jednak pokusić o prognozę rynku nieruchomości w Polsce. Analitycy gospodarczy prognozują na najbliższe kilka lat wzrost PKB na poziomie 5 – 6 proc. rocznie, obniżenie inflacji, obniżenie wskaźnika bezrobocia – ogólny obraz naszej gospodarki jawi się w tych prognozach jako co najmniej obiecujący i polska gospodarka rozwijać się będzie szybciej niż Europa Zachodnia. Rynek nieruchomości jest częścią całej gospodarki, więc i on powinien się nadal dynamicznie rozwijać. Zaległości do nadrobienia są dość znaczne. Weźmy chociaż wskaźniki nasycenia powierzchniami np. biurowymi: dla największych miast Polski wskaźnik ten jest na poziomie kilkukrotnie niższym niż dla miast Europy Zachodniej. Dla Warszawy nie osiągnął jeszcze poziomu 2 mkw. na mieszkańca, podczas gdy średnia dla Europy Zachodniej to ponad 4,5 mkw. Podobnie jest dla innych sektorów rynku nieruchomości – różnice te są znaczne. Oczekiwać zatem należy, że w najbliższych latach – zwłaszcza w największych miastach – żurawie budowlane będą trwałym elementem krajobrazu. Podobnie powinna wyglądać sytuacja po stronie popytowej – wzrost gospodarczy skutkować będzie nie tylko wzrostem zamożności naszych rodaków i większą skłonnością do zakupów w nowo budowanych centrach handlowych, ale też i wzrostem popytu na powierzchnie biurowe, magazynowe, produkcyjne ze strony przedsiębiorstw. I choć z naszego rynku znikają inwestorzy nastawieni na szybki zysk, pojawia się coraz więcej funduszy, zainteresowanych dłuższym horyzontem inwestycyjnym. Są to głównie inwestorzy bazujący na kapitale niemieckich, francuskich i skandynawskich funduszy emerytalnych bądź kas oszczędnościowych. Takich podmiotów będzie coraz więcej, bo nasz rynek stabilizuje się, jest bardziej przewidywalny i bardziej dojrzały. A to zachęca do dalszych inwestycji.
A z jakimi problemami borykają się inwestorzy w Polsce?
Wielorakiej natury. Począwszy od braku planów miejscowych, długotrwałości procedur administracyjnych – po przeregulowanie polskiej gospodarki i relatywnie niską kulturę prawną oraz zmienność przepisów, zwłaszcza podatkowych. Możemy też mówić o wysokim koszcie kredytu, ryzyku kursowym. Dodałbym też rozbudzone oczekiwania cenowe właścicieli nieruchomości, którzy często dotknięci są syndromem ojcowizny lub nadają szczególną wartość posiadanym przez siebie obiektom. Spotkałem się kilka tygodni temu z oczekiwaniami właściciela nieruchomości biurowej w Warszawie plasującymi oferowaną nieruchomość pod względem współczynnika kapitalizacji na poziomie cen londyńskich… Jedno jest pewne – nieznaczny wzrost stóp kapitalizacji oraz rosnące czynsze najmu sprawiają, że ceny transakcyjne nieruchomości komercyjnych również idą do góry.
– Popyt na nowoczesne powierzchnie biurowe w dużych miastach, a w szczególności w stolicy, nie słabnie. Inwestorzy, zakładając wzmożony rozwój systemu transportowego, głównie ze względu na Euro 2012, rozpoczynają nowe projekty biurowe. Natomiast zagraniczne fundusze inwestycyjne, a także inne firmy zagraniczne i krajowe, coraz częściej lokują pieniądze w nieruchomości komercyjne, chcąc czerpać korzyści płynące z szybko rozwijającego się rynku.
Czynnikami rzutującymi na dalszy rozwoju rynku nieruchomości komercyjnych są szybki wzrost gospodarczy i korzystne stopy kapitalizacji dla tego segmentu. Szacuje się, że do końca 2010 roku wskaźnik nasycenia mkw. powierzchni biurowej na jednego mieszkańca wyniesie w największych miastach Polski ok. dwóch metrów kwadratowych. Jednakże wskaźnik ten będzie ponaddwukrotnie mniejszy niż w krajach Europy Zachodniej, dlatego też podejmowane są decyzje o kolejnych inwestycjach w Polsce.
Nadal obserwujemy zmniejszający się procent powierzchni niewynajętych – a w centrum Warszawy wynosi on obecnie ok. 1 – 2 proc.