Sprzedając dziś w Warszawie lokal kupiony np. w 2004 r., nie tylko spłacimy cały zaciągnięty na tę inwestycję kredyt, ale także uzyskamy sporą nadwyżkę, którą możemy przeznaczyć jako wkład własny na zaciągnięcie nowego kredytu, kupując o wiele większe mieszkanie.
Na przykład pięć lat temu za 200 tys. zł (czyli ok. 5,6 tys. zł za mkw.) kupiliśmy kawalerkę z 1999 r. o pow. 36 mkw. na Ursynowie. Zaciągnęliśmy kredyt w złotych, na 100 proc. wartości nieruchomości, w równych ratach kapitałowych.
Dziś chcemy kupić w tej samej okolicy mieszkanie o podobnym standardzie, w budynku wybudowanym w tej samej technologii, ale trzypokojowe, o pow. 75 mkw. Za kawalerkę, jak szacują analitycy z agencji nieruchomości Metrohouse, uzyskamy dziś ok. 324 tys. zł, co daje nam 9 tys. zł za mkw.
Natomiast nowe lokum kosztuje 675 tys. zł. Po spłaceniu kredytu zaciągniętego na kawalerkę zostaje nam 154 tys. zł, co stanowi 31 proc. wkładu własnego do zaciągnięcia kolejnego kredytu.
Możemy też poszukać tańszej oferty lokum w niższym standardzie, np. – jak podaje Gratka.pl – dwa pokoje o pow. 47 mkw. są do wzięcia przy ul. Dybowskiego – mieszkanie kosztuje 320 tys. zł, czyli 6,8 tys. zł, za mkw., ma gorszy standard, bo jest w bloku z wielkiej płyty z lat 80. – jeśli więc kawalerkę kupowaliśmy za gotówkę, dziś bez dopłaty zamieniamy ją na większe dwupokojowe lokum, a jeśli wspomagaliśmy się kredytem 100 proc., na nowy zakup mamy 48 proc. wkładu własnego.