Wokół dużych miast wyrastają zamknięte osiedla domów jednorodzinnych. Wśród nich jest osiedle z podwarszawskiego Izabelina. Jest na nim boisko, uliczka z bramami wjazdowymi, chodniki, latarnie, domek administracyjny oraz parking.
– Osiedlem administruje stowarzyszenie. Ustaliliśmy też opłaty miesięczne, których wysokość zależy od udziału w nieruchomości wspólnej – wyjaśnia mieszkaniec tego osiedla. – Na tym tle powstały jednak konflikty. Chodzi o to, że każdy płaci tyle, ile uważa, że powinien. Część właścicieli nie korzysta z infrastruktury osiedlowej, bo ich domy przylegają do ulicy gminnej, nie chcą więc płacić w ogóle albo uważają, że powinni płacić mniej. Z kolei właściciele, którzy korzystają z dróg osiedlowych i całej infrastruktury, są zainteresowani tym, by wszyscy płacili tyle samo. Kilku zdecydowało się więc wystąpić do sądu o zarządcę przymusowego, by uporządkował bałagan w opłatach.
– To nie jest przypadek odosobniony – mówi Aleksander Snarski, licencjonowany zarządca nieruchomości. Wielokrotnie spotykałem się już w swojej praktyce z takimi konfliktami.
[srodtytul]Własność zobowiązuje[/srodtytul]
Kupujący domy nie zastanawiają się, że razem z nim kupują też udziały w nieruchomości wspólnej. Z kolei deweloperom zależy na tym, by sprzedać wszystkie domy, zachęcają więc dodatkowymi atrakcjami – a to placem zabaw dla dzieci, a to prywatnym jeziorem, boiskiem, basenem etc.