Sytuacja nie do pozazdroszczenia: od kilku lat są zadłużeni nawet na kilkaset tysięcy złotych. Spłacają raty kredytowe, a nie mają na czym zabezpieczyć długu wobec banków, gdyż nie są właścicielami mieszkań, na które pożyczyli pieniądze.

Widzą, że osiedle, którego budowę finansowali, stoi gotowe. Cóż jednak z tego, skoro ma jedynie tymczasowe szamba i prąd budowlany. Formalnie nie jest oddane do użytku, bo to niemożliwe, gdy nie ma mediów.

Kilka rodzin, nie mając innego wyjścia, żyje więc na placu budowy. Na plecach czują jednak oddech banków, które mają dość ubezpieczenia spłaty kredytu przez lata, więc żądają wpisu do hipoteki. Ale jak założyć księgę wieczystą dla mieszkania, którego formalnie nie ma?

Czy banki zrozumieją trudną sytuację klientów z Wawra, którzy są ofiarami nieudanego przedsięwzięcia dewelopera i jego potyczek z miastem, dostawcą prądu i odbiorcą ścieków?

W tym sporze jedni na drugich zrzucają odpowiedzialność, a konsekwencje ponoszą nabywcy mieszkań, na których barkach było finansowane inwestycji. Gdzie popełnili błąd? Zaufali i zaryzykowali: kupili mieszkania zanim zostały formalnie oddane do użytku. Ale kto o tym myślał w hossie.