– Od końca 2006 r. obserwowaliśmy, jak duży popyt na grunty pod domy wywołuje gwałtowne wzrosty ich cen. Począwszy od III kwartału 2007 r., ilość zawieranych transakcji sprzedaży ziemi malała. Dodatkowo pogłębił to kryzys finansowy w drugiej połowie 2008 r. Jednak wyraźny spadek liczby chętnych na grunty pod zabudowę jednorodzinną nie pociągnął za sobą istotnych obniżek średnich cen działek – mówi „Rz" Jerzy Ptaszyński, analityk centrum Amron działającego przy Związku Banków Polskich.
Z danych Amron wynika, że szczyt zakupów terenów pod domy przypadł na I i II kwartał 2007 r. W ciągu czterech kwartałów analitycy odnotowali wówczas ponadczterokrotny wzrost ilości zawieranych transakcji. Zwiększyły się z 440 w I kwartale 2006 r. do 1839 transakcji w I kwartale 2007 r. (łącznie dla powiatów w woj. mazowieckim, dolnośląskim, małopolskim, pomorskim i wielkopolskim).
Dziś znowu zawieranych jest tyle transakcji, co przed boomem, ale ceny nie wróciły do wysokości z tamtego okresu. Np. w powiatach wokół Warszawy w szczycie boomu za mkw. ziemi pod dom trzeba było zapłacić 256 zł, a dziś niewiele mniej – bo 242 zł. Podobnie jest na Dolnym Śląsku, w powiatach wrocławskim, trzebnickim czy średzkim: 134 zł w boomie i 132 zł za mkw. dziś.
Eksperci tłumaczą, że kryzys na rynku ziemi wygląda inaczej niż na rynku mieszkań. W pierwszym przypadku spadła głównie liczba transakcji, a w drugim – stawki za nie.
– Średnie ceny ziemi, w tym szczególnie działek budowlanych, nie odnotowały spadków porównywalnych z mieszkaniami, czyli o 15 – 30 proc. w stosunku do propozycji z lat 2007 –2008. Jednak dziś na rynku pojawia się zdecydowanie mniej ofert z najwyższej półki cenowej, np. powyżej 1500 zł za mkw. w samej Warszawie – wyjaśnia Marta Kosińska, analityk serwisu nieruchomości Szybko.pl. – Kryzys na rynku ziemi przejawia się przede wszystkim zmniejszeniem liczby transakcji, w tym tych bardzo spektakularnych, po wysokich stawkach. Dzieje się tak dlatego, że grunt może poczekać na lepszą koniunkturę. Szczególnie że zazwyczaj nie był kupiony na kredyt – dodaje Kosińska.