– To jakiś absurd – komentuje Płochocki. – Czasu się nie da odwrócić. Nikt przecież nie podpisze u notariusza antydatowanej umowy.
Dla wielu osób może oznaczać to pożegnanie z wymarzonym mieszkaniem.
Całe to zamieszanie wywołała zaś interpretacja Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z 14 stycznia 2013 r. w sprawie weryfikowania kryteriów uprawniających do stosowania dopłat do kredytu preferencyjnego. Wynika z niej, że umowa rezerwacyjna to za mało, by skorzystać z kredytu z dopłatą w ramach programu „Rodzina na swoim".
Tylko zobowiązująca
– Banki to osoby prawne, które zatrudniają sztaby prawników i fachowców, dlatego powinny przewidzieć, że umowa rezerwacyjna nie może być podstawą do udzielenia kredytu w ramach programu „Rodzina na swoim" – tłumaczy Piotr Styczeń, wiceminister transportu i budownictwa. – Jest to – twierdzi – umowa nienazwana, nieuregulowana przez przepisy, ukształtowana jedynie przez praktykę rynkową. Na jej podstawie deweloper jedynie deklaruje, że przez pewien okres nie sprzeda mieszkania, i to wszystko.
26 tys. - wniosków kredytowych w ramach programu „RnS" wpłynęło pod koniec 2012 r. i czeka teraz na rozpatrzenie w bankach
Jaka więc umowa jest tą właściwą? Według ministra Piotra Stycznia są to umowy cywilnoprawne zobowiązujące dewelopera do wybudowania mieszkania o określonej powierzchni, a jego nabywcę do zapłaty jego ceny (art. 389 kodeksu cywilnego). Może też to być umowa deweloperska zawierana na podstawie ustawy o ochronie praw nabywcy lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego.