Ani jedna nieruchomość, w sprzedaży której pośredniczyła w tym roku Warszawska Giełda Lokali i Nieruchomości (WGLiN), nie sprzedała się po cenie ofertowej. – To nie nowość – komentuje Edyta Krakowiak z WGLiN. – Nawet w dobrych czasach transakcji bez jakichkolwiek zniżek było niewiele. W kryzysie rabaty są oczywiście większe, dochodzą nawet do 20–30 proc. – dodaje.
Wielkie zniżki
Jak szacuje Edyta Krakowiak, większość rabatów na mieszkania wynosi kilka proc. – Większe zniżki, dochodzące czasem do 50 proc., dotyczą domów i działek. Na największe ustępstwa decydują się sprzedający będący w trudnej sytuacji. Zmuszają do tego komornik na karku, podział majątku, utrata płynności finansowej – wylicza.
WGLiN odnotowała w tym roku kilka transakcji ze spektakularnymi rabatami. – W warszawskim Powsinie po czterech latach został sprzedany 380-metrowy, wolno stojący dom z 600-metrową działką, wybudowany w 2008 r. Sprzedaż budynku, który trzeba wykończyć, właściciel rozpoczynał w 2009 r. od 3,5 mln zł – opowiada Edyta Krakowiak. – W 2011 r. cena spadła do 2,7 mln zł. Na początku tego roku cena ofertowa wynosiła już 1,9 mln zł. Ostatecznie dom został sprzedany za 1,75 mln zł – dodaje. Na dom kilka lat temu był zaciągnięty kredyt we frankach szwajcarskich po kursie ok. 2,5 zł. – Nie dość, że teraz raty się pokaźnie zwiększyły, to po kilku latach spłaty kredyt w przeliczeniu na zł jest dużo większy – mówi Edyta Krakowiak.
Przedstawicielka WGLiN wspomina też transakcję dotyczącą wolno stojącego domu o powierzchni 364 mkw., w Ciszycy k. Konstancina-Jeziorny. W 2012 r. cena wyjściowa tego budynku do wykończenia, z działką o powierzchni 2 tys. mkw., wynosiła 1,6 mln zł. – Dom został sprzedany latem tego roku za 850 tys. zł. W grę wchodziły spłata kredytu i trudności finansowe – mówi Edyta Krakowiak. Z kolei 87-metrowe, trzypokojowe mieszkanie o dobrym standardzie, w dwupiętrowym budynku z 1995 r. przy ul. Bekasów na warszawskim Ursynowie, zmieniło właściciela za 640 tys. zł. Lokal na zamkniętym osiedlu był pierwotnie wyceniony na 800 tys. zł. – Właściciel zdał sobie sprawę, że cena była przeszacowana, i ją urealnił – zauważa Edyta Krakowiak.
Paweł Grabowski z gdańskiego oddziału agencji Ober-Haus zauważa, że w tym roku transakcje, w których klienci nie dostali rabatu, należały do rzadkości. Ale i takie się zdarzały. – Standardem były negocjacje ceny na poziomie 5–10 tys. zł (do 10 proc. ), ale zdarzały się również kilkudziesięciotysięczne zniżki i to przy cenach rzędu 300 tys. zł – podkreśla Paweł Grabowski. Np. ok. 60-metrowe mieszkanie w Gdańsku-Wrzeszczu zostało sprzedane za 240 tys. zł przy cenie ofertowej ok. 310 tys. zł. – Tak duża obniżka wynikała z tego, że cena ofertowa była wysoka w stosunku do realnej wartości. Mieszkanie wymagało kapitalnego remontu, a właścicielowi zależało na sprzedaży – tłumaczy Paweł Grabowski. Zauważa, że klienci poszukujący domów zwykle oferowali sprzedającym ceny o 20 proc. niższe od wywoławczych. – Przy takich rozbieżnościach rzadko dochodziło do transakcji – mówi przedstawiciel Ober-Haus.