Ronald Ford obserwował wyprowadzających się sąsiadów i ich domy popadające w ruinę. Lecz sam chce tu zostać i dać szansę władzom miasta, które obiecują jego odrodzenie. - Chcę spróbować życia w nowym Detroit, jeśli tylko powstanie - mówi Ronald na łamach "New York Timesa", stojąc przed własnym domem we wschodniej części miasta, który opisuje jako niezwykle cenny, prawie jak "rodowe srebra".
Niespłacone podatki
Mike Duggan, burmistrz największego miejskiego bankruta w kraju, oświadczył, że zamierza zatrzymać ten strumień wyprowadzek, który dotknął Detroit, i co za tym idzie - chce dać początek wzrostowi liczby mieszkańców pierwszy raz od dziesięcioleci.
Detroit się wyprowadza - galeria
Cytowany przez "New York Times" Ronald stoi tymczasem w obliczu utraty swojego domu rodzinnego, podobnie zresztą jak dziesiątki tysięcy innych mieszkańców, którzy przestali płacić podatki od nieruchomości. W mieście, które rozpaczliwie potrzebuje zatrzymać swoich mieszkańców, istnieje kanał ich odpływu.
Od 2009 r. dokonano co najmniej 70 tys. wywłaszczeń z powodu zaległości podatkowych. A ponad 43 tys. nieruchomości (to jest więcej niż jedna na dziesięć w całym mieście) było przedmiotem postępowań wywłaszczeniowych w tym roku. Niektóre z nich wystawiono na przetargach. Ceny wywoławcze startowały już z poziomu 500 dol. Procedury wywłaszczeniowe z tytułu zaległości podatkowych wzrosły do takich rozmiarów, że władze hrabstwa musiały ostatnio zrezygnować ze ścigania właścicieli dziesiątków tysięcy kolejnych nieruchomości, które są zagrożone ryzykiem wywłaszczenia.