Z najnowszych danych Departamentu Handlu wynika, że w IV kwartale ubiegłego roku własne domy lub mieszkania posiadało 63,9 proc. gospodarstw domowych. Rok wcześniej ten wskaźnik wynosił 65,1 proc., a w trzecim kwartale ubr. – 64,3 proc. Ostatni raz home ownership index znajdował się na tak niskim poziomie w 1994 – przypominają ekonomiści. Najwyższą wartość wskaźnika – 69,4 proc. – odnotowano w II kwartale 2004 roku, w samym środku nieruchomościowego boomu minionej dekady.
Zdaniem ekonomistów przyczyn tego zjawiska jest co najmniej kilka. Wiele rodzin odłożyło w czasie decyzję o zakupie własnego domu, ponieważ w ostatnich latach ceny nieruchomości znów rosły szybciej od przeciętnych wynagrodzeń. Po pęknięciu spekulacyjnej bańki i kryzysie finansowym banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów i wiele gospodarstw domowych nie może już liczyć na pożyczkę hipoteczną. Liczba gospodarstw domowych rośnie szybciej od nowo budowanych nieruchomości. Wreszcie w generacji Amerykanów, wchodzącej w dorosłe życie zbladł nieco mit "American Dream", którego nieodłącznym elementem jest posiadanie własnego domu. Pokolenie "milenijne" woli wynajmować niż posiadać i troszczyć się o własną nieruchomość.
Według niektórych ekonomistów spadkowy trend nie musi mieć negatywnego wpływu na kondycję gospodarki. Patrick Newport, analityk HIS uważa, że notowany w minionych latach poziom home ownership index był nienaturalnie, co wynikało przede wszystkim z polityki udzielania kredytów w minionej dekadzie.
Spadek indeksu wynika także z definicji "gospodarstwa domowego" stosowanej przez rząd. Obejmuje ona nie tylko małżeństwa z dziećmi, czy pary mieszkających razem, ale także osoby samotne żyjące na własny rachunek.
- W ostatnim czasie coraz więcej młodych ludzi idzie 'na swoje' wyprowadzając się z domu rodziców – uważa Steve Fazzari, ekonomista Washington University. – Wzrost liczby gospodarstw domowych jest więc oznaką poprawy na rynku zatrudnienia i wzrostu aktywności gospodarczej - tłumaczy.