Ofensywa inwestorów z rynku PRS (instytucjonalny najem mieszkań) w Polsce i innych krajach kontynentu nie jest przypadkowa. Jak wskazują analitycy Colliers International, wielu obywateli znalazło się w potrzasku: średnie wynagrodzenia są na tyle duże, że nie ma szans na otrzymanie lokali socjalnych, jednocześnie nie rosną tak szybko, by dogonić wzrost cen mieszkań na rynku pierwotnym, napędzany nierównowagą popytu i podaży. Moment zakupu pierwszego lokum coraz bardziej się przesuwa, w większości państw to 30–35 lat. Z powodu tej „niedostępności cenowej" alternatywą pozostaje rynek najmu.
Analitycy Colliers wzięli pod lupę 27 zachodnioeuropejskich miast oraz, w związku z rozwojem PRS nad Wisłą, Warszawę i Kraków. Z badań wyszło, że jeśli chodzi o siłę nabywczą, czyli tego, ile mkw. mieszkania można kupić za przeciętne wynagrodzenie i dostępny kredyt, Warszawa zdecydowanie odstaje, z wynikiem ponad 40 mkw. Kolejne na liście Marsylia i Kraków to już nieco ponad 30 mkw. Zdecydowana większość miast znajduje się w przedziale między prawie 20 a nieco ponad 25 mkw. Najgorsza dostępność jest w Paryżu (nieco ponad 10 mkw.), Londynie (niespełna 15 mkw.) oraz w Amsterdamie i Monachium (nieco ponad 15 mkw.).
Jak zaznaczają analitycy, niska dostępność mieszkań jest też pochodną podaży lokali na rynku najmu, który jest alternatywą dla zakupu mieszkania własnościowego. Co prawda Amsterdam i Monachium znalazły się w czołówce niedostępności, to jednak wiele niemieckich i niderlandzkich aglomeracji jest na drugim biegunie. W Warszawie, jak oceniono, duży jest udział lokali socjalnych i komunalnych (23 proc. zasobów), ponadto duży jest rynek najmu prywatnego (około 10 proc.).
Eksperci Colliers oszacowali, że w latach 2008–2020 udział mieszkaniówki w wartości inwestycji w nieruchomości komercyjne zwiększył się z 8 do 22 proc., a w kolejnym cyklu inwestycyjnym spodziewany jest wzrost do 30 proc. Zebrany świeży kapitał gotowy do ulokowania w PRS Colliers oszacował na 60 mld euro.
W 2020 r. w segment mieszkaniowy gracze lokujący w nieruchomości komercyjne na Starym Kontynencie zainwestowali, nomen omen, ponad 60 mld euro (270 mld zł), o 18 proc. więcej niż średnia z ostatnich pięciu lat. Niekwestionowanym liderem są Niemcy, które pod względem wartości transakcji w całej Europie miały 47-proc. udział. Jeszcze ponad pięć lat temu było to 61 proc., widać więc, że inwestorzy biorą na radary także inne państwa. Dalej na liście uplasowały się Wielka Brytania, Holandia, Francja, Szwecja, Dania, Szwajcaria, Hiszpania, Irlandia i Austria. W Polsce rynek dopiero raczkuje.