Czy rzeczywiście jest tak, że kancelarie prawnicze podzieliły się na obsługujące sprawy frankowiczów po stronie kredytobiorców i po stronie banków? Czy sprawy te stały się intratnym interesem dla kancelarii, choć nie mają szans powodzenia – jak napisano w jednym z komentarzy w „Rzeczpospolitej"? – pytał Tomasz Pietryga gościa czwartkowej #RZECZoPRAWIE Dawida Biernata, adwokata specjalizującego się w sprawach frankowiczów.
- Nie należy przesądzać tych procesów, nie stawiałbym także ostrej tezy, że kancelarie zarabiają na kłopotach frankowiczów. Oprócz misji zarabiania u adwokatów jest też misja społeczna pomocy klientom. Podział rynku na kancelarie reprezentujące kredytobiorców i te, które reprezentują banki jest naturalny. Te drugie może w ogóle zawodowo reprezentują banki. Procesy mogą przegrywać i kredytobiorcy i banki, więc prawnicy powinni informować o konsekwencjach sporów zarówno banki jak i konsumentów – mówił Dawid Biernat.
Jego zdaniem ostatnio zapada sporo korzystnych wyroków dla kredytobiorców – frankowiczów. Część z nich jest już prawomocna. Część trafi na pewno do Sądu Najwyższego, którego orzeczenia wyznaczą linię orzeczniczą w tych sprawach, bo w tej chwili sądy przedstawiają bardzo rozbieżne stanowiska.
- Problem jest systemowy, jest kilkaset tysięcy umów. Mówi się o 900 tys. Polaków zaangażowanych w umowy kredytowe. Procesów będzie więc bardzo dużo, bo nie widać systemowej pomocy ze strony państwa – przewiduje prawnik.
Osobom, które kwestionują zawarte umowy kredytowe radzi nie tracić czasu i występować na drogę sądową przeciwko bankom. Na proces czeka się obecnie ok. 1,5 roku – 2 lata od momentu wniesienia pozwu, jednak czas ten może się wydłużyć, gdyż prawnicy spodziewają się masowego napływu tego typu spraw do sądów.