– Im większą szansę będą mieli deweloperzy na sprzedaż wybudowanych już mieszkań, tym szybciej zaczną budowę kolejnych – mówi Jarosław Jaczewski z warszawskiej firmy PIB Ebejot. – Skierowanie budżetowych dopłat na rynek pierwotny przyczyni się więc nie tylko do ożywienia w budownictwie. Pamiętajmy też, że limit ceny za mkw. mieszkania obowiązujący przy kredytach z dopłatą ustalany jest na podstawie danych GUS, a nie przez deweloperów. Firma, chcąc sprzedawać mieszkania w ramach programu „Rodzina na swoim”, musi się więc do tego limitu dostosować, co także sprzyja stabilizacji cen – twierdzi Jaczewski.
W budowanym przez jego spółkę warszawskim osiedlu Skorosze X w programie „Rodzina na swoim” mieści się 80 proc. lokali.
Także według Mariusza Sawoniewskiego, prezesa spółki Unidevelopment, rynek wtórny staje się bardzo poważną konkurencją dla rynku pierwotnego. – Deweloperzy mają w ofercie coraz więcej gotowych lokali, a pośrednicy – coraz więcej lokali stosunkowo młodych: rocznych, dwu- i trzyletnich. Faktycznie mamy do czynienia z rywalizacją o tego samego klienta – ocenia.
[srodtytul]Woleli bez dopłat[/srodtytul]
Nie wszędzie jednak klienci chętnie korzystają z budżetowego wsparcia. Jak mówi Monika Śleziońska, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w MK Inwestycje, ta firma oferowała kilka lokali na katowickim osiedlu Zagajnik, które były objęte programem „Rodzina na swoim”.