W tym roku czarowanie wiosny jednak nie pomogło. Przynajmniej na razie. Podobnie jak rozluźnienie przez banki polityki przyznawania kredytów hipotecznych nie spowodowało masowego kupowania mieszkań za pieniądze banków. Cóż bowiem z tego, że marże kredytowe spadły w porównaniu z ubiegłym rokiem, skoro potencjalnym klientom nadal brakuje zdolności kredytowej, aby się zadłużyć?
W takich przypadkach nie pomogą też promocje nowych mieszkań polegające na dodaniu wycieczki czy klimatyzacji do mieszkania kosztującego bagatela 300 czy 500 tys. zł.
W samej Warszawie czeka na chętnych w biurach sprzedaży deweloperów kilkanaście tysięcy mieszkań. Jednocześnie na rynku wtórnym przybywa nowych, kilkuletnich lokali, których właściciele chcą się pozbyć. I o ile przed kryzysem o takie oferty klienci się bili, o tyle dziś nawet jeśli pytają o nowe mieszkania, to kupują najtańsze lokale w wielkiej płycie. A sprzedający z zawyżonymi cenami mieszkań – i na rynku pierwotnym, i na wtórnym – czekają miesiącami na chętnych.
Teraz – do jesieni.