Praktyka rezerwowania prywatnych terenów pod inwestycje publiczne wciąż jest powszechna. Gminy robią to znacznie ostrożniej niż przed laty, jednak nadal są z tym problemy. Gminy w swoich studiach uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego określają, gdzie zamierzają wybudować drogi, szpitale, szkoły lub inne inwestycje publiczne.
Studium nie jest dokumentem wiążącym, nie ma bowiem charakteru przepisów miejscowych. Dlatego gminy, zanim rozpoczną inwestycję, powinny uchwalić miejscowy plan. Tych natomiast brakuje, zwłaszcza tam, gdzie są najbardziej potrzebne, czyli w dużych miastach.
- Tam, gdzie jest plan, sytuacja właściciela jest klarowna. Jeżeli gmina chce, by przez nieruchomość biegła droga lub powstała inna inwestycja publiczna, to jej właściciel może skorzystać z uprawnień, jakie daje mu art. 36 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (patrz ramka) - wyjaśnia mecenas Bogdan Dąbrowski, główny specjalista w Wydziale Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta w Poznaniu.
Gorzej jest jednak, gdy działki przeznaczone są pod inwestycje publiczne, ale tylko w studium.
Wtedy ich właściciele, jeżeli chcą budować, muszą wcześniej uzyskać decyzję o warunkach zabudowy. Urząd powinien ją wydać, jeśli spełnią wymagania ustawy. Działka ma być więc: uzbrojona, mieć dostęp do drogi publicznej, a w sąsiedztwie musi się znajdować podobna do planowanej zabudowa.