Mieszkam w małym piętrowym budynku, który kiedyś należał do gminy. W sumie w budynku są cztery lokale mieszkalne i dwa użytkowe na parterze. Wszystkie mieszkania wraz z udziałami w gruncie zostały wykupione na własność. W sumie jest więc czterech właścicieli. To za mało, żeby powołać wspólnotę mieszkaniową. Nie ma zarządcy budynku, który jest w bardzo złym stanie i wymaga remontów, a także wymiany starych instalacji. Chcielibyśmy także doprowadzić do budynku gaz. Właściciele pozostałych lokali zaproponowali, żeby podzielić koszty remontów i inwestycji na tyle części, ilu jest właścicieli, czyli na cztery. Każdy z właścicieli zapłaciłby jedną czwartą. Ja uważam, że podział powinien być proporcjonalny do posiadanych w nieruchomości udziałów.
Tylko dwóch właścicieli mieszkań ma także sklepy na parterze. Ja jestem tylko właścicielką mieszkania i nie mam lokalu użytkowego. Kto ma rację?
(nazwisko do wiadomości redakcji)
Odpowiada Genowefa Baziuk-Płaska ze Stowarzyszenia Wspólny Dom
Pani ma rację. To fakt, że poszczególni właściciele lokali są obowiązani partycypować w kosztach utrzymania nieruchomości wspólnej i w remontach, ale każdy z właścicieli ponosi taką część tych kosztów, jaka wynika z jego udziału we współwłasności nieruchomości wspólnej. A zatem udział poszczególnych właścicieli lokali w kosztach utrzymania nieruchomości wspólnej i remontów wynosi w państwa przypadku nie po jednej czwartej, lecz odpowiednio do posiadanych udziałów. Ta zasada odnosi się do nieruchomości wspólnej, nie jest jednak obowiązkowa w przypadku fragmentów inwestycji wykraczających poza nieruchomość wspólną, na przykład w przypadku części przyłącza gazu, która znajduje się poza terenem działki wchodzącej w skład nieruchomości.