Deweloper oskarżony o oszustwo, bo podniósł ceny mieszkań

Oszustwo i wyłudzenie pieniędzy zarzuca prokuratura Tomaszowi Machowi, deweloperowi z Trójmiasta. Według śledczych pod pretekstem podwyżki cen materiałów budowlanych zażądał on od klientów dopłat do mieszkań. – Tyle że lokale były już gotowe i spłacone – twierdzą klienci

Publikacja: 07.07.2008 07:01

Deweloper oskarżony o oszustwo, bo podniósł ceny mieszkań

Foto: Archiwum

– Jestem niewinny i choć pewnie na sprawiedliwość przyjdzie mi poczekać może i dwa lata, to wierzę, że zapadnie wyrok uniewinniający – mówi „Rz” Tomasz Mach, który godzi się na ujawnienie nazwiska.

Zapewnia, że podniósł ceny w trakcie budowy, kiedy się zorientował, że inwestycja będzie go więcej kosztować, niż początkowo zakładał. – Negocjowałem z klientami podwyżkę. Chciałem nawet odkupić od nich mieszkania. Gdyby nie było podwyżki, to moja firma by upadła, a klienci znaleźliby się wówczas w jeszcze gorszej sytuacji. Mogliby nawet stracić lokale – tłumaczy. Dodaje, że po negocjacjach nabywcy dopłacali przeciętnie po 15 proc. wartości mieszkania, a w zamian często otrzymywali garaże gratis.

Pruszcz Gdański. Ulica gen. Fieldorfa. To tu stanęło osiedle PPHU Mach, noszące nazwę W Blasku Słońca. Zamiast słońca, będzie proces sądowy – prokuratura oskarża dewelopera o oszustwo i wyzysk.

W 2006 roku troje klientów firmy Mach złożyło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Miało ono polegać na tym, że deweloper zażądał od nich wyższych kwot za mieszkania, choć takiej możliwości nie zastrzegł w umowie przedwstępnej. – W umowie był tylko zapis, że ceny mogą wzrosnąć, jeśli zmieniłby się VAT – pisali zawiadamiający. Prokuratura powołała biegłych z zakresu budownictwa i rachunkowości. Gdy otrzymała ich opinie, śledztwem objęła jeden budynek, oznaczony literą C, w inwestycji W Blasku Słońca.– W przypadku pozostałych obiektów, które były jeszcze w budowie, żądania podwyżki były uzasadnione – informuje Teresa Rutkowska-Szmydyńska, szefowa prokuratury w Pruszczu Gdańskim.

Dodaje, że budynek C został już ukończony, zanim nastąpił wzrost cen materiałów i usług budowlanych. Śledczy postawili Tomaszowi Machowi aż 29 zarzutów (chodzi o liczbę rodzin – red.) „niekorzystnego rozporządzenia mieniem klientów” na łączną kwotę 720 tys. 733 zł. – U nas to jedyna taka sprawa i zapewne jedna z pierwszych w kraju – mówi prokurator Teresa Rutkowska-Szmydyńska.

Wojciech Truszkowski, jeden z klientów Macha, należy do grupy mieszkańców formalnie uznanych przez prokuraturę za pokrzywdzonych. Akt oskarżenia obejmuje lokale w bloku, w którym mieszka Truszkowski z rodziną.

– Umowę przedwstępną podpisałem z Machem w lutym 2005 roku. Metr mieszkania deweloper wycenił na 1,9 tys. złotych netto z groszami. Całe mieszkanie o powierzchni 44 mkw. miało kosztować ponad 92 tys. zł – opowiada Wojciech Truszkowski, który klucze do mieszkania miał odebrać z żoną dwa lata temu w czerwcu.

– Budynki były gotowe w terminie, stały ukończone już w lutym czy marcu 2006 roku. Nie docierały do nas żadne sygnały, że coś może być nie tak. Pilotowaliśmy budowę, spłacając kredyty – opowiada klient Macha. – Część lokatorów zaczęła się do mieszkań wprowadzać, w końcu i nam wydano klucze. Mieszkanie, które było już całkowicie spłacone, zaczęliśmy z żoną wykańczać. Ale deweloper zwlekał z przekazaniem nam lokali notarialnie. A bank tych aktów notarialnych zaczął się domagać. Wtedy jeszcze niczego nie podejrzewaliśmy. Aż któryś z sąsiadów powiedział nam, że deweloper będzie chciał dopłat do mieszkań, bo wzrosły ceny materiałów budowlanych – wspomina. I podkreśla, że budynek zdążył wyrosnąć, zanim ceny materiałów poszybowały w górę.

Od Truszkowskich Mach chciał, jak mówią, 36 tys. zł dopłaty. Wtedy zaczęły się niekończące się negocjacje. Tym, którzy dopłacać nie chcieli, deweloper proponował oddanie wpłaconych już pieniędzy powiększonych o pięć procent z tytułu kar umownych.

– Problem w tym, że od 2004 do 2006 roku ceny mieszkań, także na trójmiejskim rynku, znacznie wzrosły. Zwrot pieniędzy niczego w tej sytuacji nie rozwiązałby – mówią zgodnie klienci Macha.

Także Wojciech Truszkowski o zwrocie pieniędzy i pięcioprocentowym odszkodowaniu słyszeć nie chciał. – Po wielomiesięcznych negocjacjach ustaliliśmy, że wyłożymy dodatkowe 18 tysięcy złotych, ale dostaniemy za te pieniądze miejsce w garażu podziemnym. To zaś wyceniono na 13 tys. zł – opowiada.

Z kolei Anżela Piątkowska, kolejna klientka Macha, za dwupokojowe mieszkanie o powierzchni 46 mkw. zgodnie z umową przedwstępną zapłaciła ponad 90 tys. zł. O podwyżkach, podobnie jak Wojciech Truszkowski, dowiedziała się, jak mówi, po odbiorze kluczy. – Z mężem zaczynaliśmy się już urządzać, kiedy deweloper zażądał od nas 36 tys. zł dopłaty. Mówił o podwyżce cen materiałów, ale nie pokazał żadnych faktur, były tylko słowa. A nasz budynek już przecież stał – podkreśla. Dodaje, że po negocjacjach dołożyli z mężem do mieszkania 14,3 tys. zł.

– Do Macha nie trafiały żadne argumenty, potraktował nas skandalicznie – mówi Anżela Piątkowska.

Piotr Kławsiuć umowę przedwstępną z deweloperem podpisał w grudniu 2004 roku. – Cenę metra ustaliliśmy na 1,9 tys. zł plus VAT. Brutto było to więc jakieś 2,1 tys. zł za metr – opowiada klient PPHU Mach. Umowy przedwstępne nie były sporządzane w formie aktu notarialnego.

– Budynek, w którym chciałem zamieszkać, miał być gotowy i oddany do użytku w czerwcu 2006 roku. Deweloper zastrzegł sobie jednak możliwość trzymiesięcznego opóźnienia – opowiada Piotr Kławsiuć. – Jedyny zapis, w którym Mach wspomniał o możliwości podniesienia cen, mówił, że taka sytuacja może się zdarzyć wtedy, gdy będą podwyżki VAT. O innych ewentualnych podwyżkach umowa milczała – podkreśla nasz czytelnik. Nie było więc mowy o podwyżkach ze względu na koszty robocizny czy zakupu materiałów budowlanych. Akty notarialne przekazania mieszkań na własność, zgodnie z umową przedwstępną, miały być sporządzane niezwłocznie po odbiorze lokali.

– Domy rosły, a my spłacaliśmy mieszkania zgodnie z ustalonym harmonogramem. Nic niepokojącego się nie działo. Pod koniec czerwca 2006 roku wpłaciłem deweloperowi ostatnią transzę i czekałem na klucze. Nagle zaczęły do nas docierać wieści, że Mach mieszkań oddawać nie chce, żądając do nich dopłat, nawet po 60 tysięcy złotych. Ja miałem dołożyć do spłaconego już lokalu 50 tysięcy złotych – opowiada. Ostatecznie czytelnik dopłacił 35 tys. zł, z czego za 13 tys. zł deweloper odstąpił miejsce w hali garażowej. – Czuję się pokrzywdzony. Deweloper postawił nas pod ścianą i wymusił dodatkowe pieniądze – mówi Piotr Kławsiuć.

Prokuratorski akt oskarżenia nie dotyczy jednak bloku, w którym mieszka nasz czytelnik.

– Żądanie dopłat za gotowe lokale pod pretekstem wzrostu cen materiałów budowlanych uważam za oszustwo i wyzysk. Prawdziwym powodem, dla którego Mach zażądał dopłat, był wzrost cen mieszkań i wynikająca z niego chęć zwiększenia zysku dewelopera kosztem klientów – ocenia Piotr Kławsiuć.

Prokuratura Rejonowa w Pruszczu Gdańskim akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi Machowi skierowała do sądu w listopadzie ubiegłego roku. Chce, by deweloper zwrócił klientom łącznie 720 tys. 722 zł. Grozi mu też do ośmiu lat więzienia.

Proces miał się rozpocząć w czerwcu, ale z powodu strajku pocztowców zacznie się później, bo nie do wszystkich poszkodowanych dotarły na czas zawiadomienia z sądu. Data rozpoczęcia na razie nie jest znana. Dziś sąd w Gdańsku ma rozpatrzyć wniosek obrońców dewelopera o ponowne skierowanie sprawy do prokuratury. Po zajęciu się sprawą przez prokuraturę Tomasz Mach zaczął podpisywać z klientami umowy przedwstępne w formie aktu notarialnego. – Ich treść jest zgodna z ustaleniami z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów – tłumaczy deweloper.

Zapowiada, że po zakończeniu swojego procesu karnego wytoczy sprawy tym wszystkim, którzy nazywali go oszustem.

– Na razie zbieram dowody, a potem będę walczył o swoje dobre imię – zapowiada.

– Jestem niewinny i choć pewnie na sprawiedliwość przyjdzie mi poczekać może i dwa lata, to wierzę, że zapadnie wyrok uniewinniający – mówi „Rz” Tomasz Mach, który godzi się na ujawnienie nazwiska.

Zapewnia, że podniósł ceny w trakcie budowy, kiedy się zorientował, że inwestycja będzie go więcej kosztować, niż początkowo zakładał. – Negocjowałem z klientami podwyżkę. Chciałem nawet odkupić od nich mieszkania. Gdyby nie było podwyżki, to moja firma by upadła, a klienci znaleźliby się wówczas w jeszcze gorszej sytuacji. Mogliby nawet stracić lokale – tłumaczy. Dodaje, że po negocjacjach nabywcy dopłacali przeciętnie po 15 proc. wartości mieszkania, a w zamian często otrzymywali garaże gratis.

Pozostało 91% artykułu
Nieruchomości
City Logistics Warsaw IV w nowych rękach
Nieruchomości
Branża komentuje pomysły polityków na najem krótkoterminowy
Nieruchomości
Normatyw parkingowy. Straty miasta mogą iść w grube miliony
Nieruchomości
Awantura o Booking Island
Nieruchomości
Klienci pytają: „Czy była tam woda?”