Doradcy finansowi od kilku tygodni zapewniają o odwilży na rynku kredytów hipotecznych. Kolejne banki ogłaszają promocyjne warunki: np. rezygnują z prowizji, pożyczają znowu na 100 procent wartości nieruchomości, rozkładając raty kredytobiorcy nawet do jego 75. urodzin.

Nie ma jednak nic za darmo. Za wszelkie ustępstwa trzeba słono płacić, czyli im lepsze warunki dla klienta, tym wyższa marża – bywa, że nawet kilka procent dodawane do WIBOR (w przypadku kredytów w złotych).

Oprócz tego przyzwoite warunki kredytowania (niewygórowana marża) kosztują sporo zbiegów. Banki bowiem, mimo przyjaznych haseł reklamowych, w praktyce nie są dużo lepiej nastawione do klientów niż wiosną. Analitycy ciągle stosują surowe kryteria oceny wniosków kredytowych, wymagając od wnioskodawców np. wyciągów z ROR z dokładnym opisem zakupów nie z sześciu, ale z 12 miesięcy, a dodatkowo kwitu z urzędu skarbowego, że klient nie zalega z podatkami (nawet, kiedy nie ma firmy, a składki odprowadza pracodawca). Tak jest także wtedy, gdy bank ma wszelkie PIT-y za ostatni rok, o zaświadczeniach z pracy ze szczegółowym rozbiciem wynagrodzenia na zasadnicze i dodatkowe nie wspominając.

Dlatego ci, którzy słyszą, że dziś znowu o kredyt na mieszkanie jest łatwiej, a sami są w trakcie tzw. procedury bankowej, rysują okrągły znak na czole.