Trawny odziedziczyła ten dom (siedlisko) po rodzicach w 1970 r. (z gruntami 59 ha), ale w 1977 r. wyjechała na stałe do Niemiec. Wtedy ówczesny naczelnik gminy Jedwabno (na jej terenie leżą Narty) wydał decyzję o przejściu tej nieruchomości na Skarb Państwa – w zarząd Lasów Państwowych – a w budynku zamieszkały rodziny pracowników leśnych. Formalnie byli to tylko najemcy, a więc nawet nie posiadacze samoistni, którzy mogliby te lokale zasiedzieć.
[srodtytul]Dobra wiara nie może się przebić[/srodtytul]
Trudno powiedzieć, ile dokładnie jest takich spraw na Mazurach. Włodzimierz Budny, wójt gminy Jedwabno, powiedział „Rz”, że w całej gminie miał siedem spraw, ale tak naprawdę tylko ta stanowi dla gminy istotniejszy problem, choć nie czuje się stroną sporu. Wspiera pozwane rodziny, by w razie eksmisji dostały przyzwoite lokale. Zdaniem wójta na całych Mazurach takich sporów jest ok. 60.
Mec. Lech Obara prowadzi dwie podobne sprawy, ale na razie też przegrywa. Typowa jest zwłaszcza dotycząca zwrotu 26-hektarowego gospodarstwa w Kanigowie w powiecie Nidzica, gdyż tam kluczowa jest kwestia zasiedzenia. Rodzina Smolińskich mieszka tam 26 lat, ziemię uprawiała, podatki płaciła, ale to nie wystarczyło. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że posiadali gospodarstwo w złej wierze – a wtedy do zasiedzenia potrzeba nie 20, ale 30 lat.
Zdaniem mec. Obary [b]problem tego rodzaju roszczeń reemigrancyjnych mogłaby rozwiązać uwzględniająca kwestie historyczne uchwała [/b](wykładnia) Sądu Najwyższego, która traktowałaby objęcie pozostawionych nieruchomości jako w dobrej wierze.
– Proces odzyskiwania mazurskich nieruchomości przebiega według klasycznych zasad prawa cywilnego. Właściciel żąda wydania mu jego własności. To, że powodami są Niemcy, nie ma znaczenia. Własność nie ma narodowości – mówi Roman Nowosielski, adwokat zajmujący się sprawami reprywatyzacyjnymi.