Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, czy warszawskie urzędy prawidłowo kontrolują ciągnącą się od kilkunastu lat budowę biurowca przy pl. Politechniki. Wyniki nie były dobre, o czym pisaliśmy niedawno w „ŻW” ([link=http://www.rp.pl/artykul/513069.html]"Szkielet na placu osiągnął pełnoletność"[/link]). Do prokuratury NIK skierowała aż dwa doniesienia o „uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa”.
Pierwszy z nich dotyczy urzędu miasta i Urzędu Dzielnicy Śródmieście. Kontrolerzy uznali, że urzędnicy działali na szkodę interesu publicznego, ponieważ nie dopełnili obowiązków, czyli nie wyegzekwowali od inwestora – Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Bratniak – kar umownych i opłaty na rzecz rozwoju miasta.
[srodtytul]Nikt nie chciał pieniędzy[/srodtytul]
Deweloper obiecał, że budynek będzie gotowy z końcem 1993 r., spóźnia się już 17. rok. Za każdy kwartał opóźnienia miał zapłacić karę. Symboliczną – 3 tys. zł. Nikt jej jednak nie egzekwował, nie upominano się też o opłatę na rzecz rozwoju miasta, która miała być częściową refundacją za korzystanie z miejskiej infrastruktury. Za spóźnienie spółdzielnia zalega miastu – jak wyliczyła NIK – 192 tys. zł.
– Te zarzuty dotyczą lat, gdy dzielnicą rządził ktoś inny – mówi wiceburmistrz Śródmieścia Marcin Rzońca. – My staramy się teraz sprawę wyprostować. Wysłaliśmy do inwestora wezwanie do zapłaty, lecz ten je odrzucił. Sprawa skończy się w sądzie.