Kupujący mieszkania od dewelopera mają być lepiej chronieni. Ma im to gwarantować wchodząca w życie 29 kwietnia tego roku ustawa o ochronie praw nabywcy lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego (DzU z 2011 r. nr 224, poz. 1342). Pełno w niej jednak absurdów, które mogą utrudnić życie kupującym i drogo ich kosztować. Fundacja na rzecz Kredytu Hipotecznego pracuje nad projektem nowelizacji tej ustawy i chce nią zainteresować posłów i rząd.
Zawsze u rejenta
Większość mieszkań nabywa się za kredyt. Bank, zanim go przyzna, żąda umowy przedwstępnej z deweloperem.
Ustawa deweloperska przewiduje, że wszelkie umowy zawierane między deweloperem a kupującym mieszkanie (dom jednorodzinny) muszą mieć formę aktu notarialnego, a roszczenie nabywcy z tego tytułu ma być wpisane do księgi wieczystej nieruchomości, na której będzie realizowana dana inwestycja.
– Oznacza to, że po wejściu w życie nowych przepisów osoba chcąca zaciągnąć kredyt będzie musiała zanieść do banku notarialną umowę przedwstępną, a swoje roszczenie z tytułu tej umowy wpisać do księgi wieczystej. To czysty absurd – uważa Jacek Bielecki, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Banki często odmawiają przyznania kredytu – i co wtedy? Człowiek wyda niepotrzebnie pieniądze, a deweloper zostanie z mieszkaniem, na którym ciąży roszczenie. Tymczasem obecnie wystarczy zwykła umowa pisemna. Dopiero gdy dostanie się pozytywną decyzję kredytową, następuje zawarcie właściwej umowy przedwstępnej (w formie zwykłej lub notarialnej).
– Nowa ustawa nie reguluje formy umowy rezerwacyjnej potrzebnej kupującemu do zaciągnięcia kredytu – twierdzi Paweł Kuglarz z Fundacji na rzecz Kredytu Hipotecznego.