Kamienica przy ul. Chodakowskiej 22 powstała w 1914 r. Obiekt wybudowali Antonina i Leon Doleyowie. W latach 20. małżeństwo sprzedało udziały w nieruchomości zakładom amunicyjnym. W kamienicy zamieszkała inżynierska kadra firmy.
W 1941 r. nieruchomość kupiło małżeństwo Rachmielowskich. – Pradziadek był niezwykle zaradny. Miał w Wilnie restaurację, a przy Senatorskiej sklep. Pod Warszawą prowadził gospodarstwo. Razem z żoną kupili nieruchomość na Pradze, gdzie postanowili prowadzić biznes w branży przetwórczej – opowiada Aleksander Zawada, prawnuk Feliksa Rachmielowskiego.
Nieruchomość, która przetrwała wojnę w dobrym stanie, w 1945 r. przeszła na własność Skarbu Państwa na mocy dekretu Bieruta. – Jednak w 1948 r. pradziadkowie złożyli wniosek o przyznanie prawa własności czasowej do posesji – mówi Aleksander Zawada. W 1967 r. Prezydium Rady Narodowej odmówiło prawowitym właścicielom prawa do nieruchomości. Od tej decyzji Rachmielowscy odwołali się do Ministerstwa Gospodarki Komunalnej. Resort utrzymał ją jednak w mocy. – Jako powód odrzucenia wniosku ministerstwo podało, że dom pradziadków jest... duży, liczy bowiem kilkadziesiąt izb mieszkalnych – opowiada prawnuk Feliksa Rachmielowskiego. Kamienica zostaje rodzinie ostatecznie odebrana w 1968 r. Miasto przekształciło ją w czynszówkę.
W 1990 r. Stanisława Leszczyńska, córka Rachmielowskich, w południowopraskim ratuszu, który przeprowadzał inwentaryzację mienia komunalnego, złożyła zastrzeżenie, że nieruchomość przy Chodakowskiej została bezprawnie zawłaszczona, a rodzina nie dostała odszkodowania. – Babcia wnioskowała o uwzględnienie roszczeń – wspomina Aleksander Zawada, który po śmierci Stanisławy Leszczyńskiej zaczął starania o zwrot kamienicy.
W 2000 r. urzędnicy ówczesnej gminy Centrum stwierdzili, że nie ma podstaw, by budynek oddać. Zaczęło się wydeptywanie ścieżek odwoławczych. Tymczasem dom popadał w ruinę. – W 2003 r. nakazaliśmy miastu remont budynku – informuje Andrzej Kłosowski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego dla Warszawy. PINB nakazał m.in. wzmocnienie jednej ze ścian, wymianę pokryć dachowych i stolarki okiennej. – W 2005 r. nakazaliśmy opróżnienie oficyny, która groziła zawaleniem – mówi Kłosowski. W uzasadnieniu decyzji PINB podkreśla, że miasto nie wywiązało się z obowiązku wyremontowania budynku.