Od 1 stycznia ruszy tzw. MdM, który ma wspomóc osoby do 35 roku życia kupujące nowe mieszkanie. 16 banków komercyjnych miałoby udzielać kredytów hipotecznych dzięki umowom podpisanym z Bankiem Gospodarstwa Krajowego.
– Nie jest to program, na który z niecierpliwością czekają firmy deweloperskie. Przez pierwszy rok pewnie będzie miał marginalne znaczenie, potem może nieco większe, aż limity ustawowe spotkają się ze stawkami rynkowymi –mówi Grzegorz Kiełpsz, prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – MdM określa nie tylko metraż i cenę lokalu, ale jednocześnie dyktuje lokalizację. Program ma bowiem takie limity, że wyprowadza młodych na peryferia i powoduje, że będą na co dzień stać w korkach – dodaje.
Zdaniem Kiełpsza, skoro rząd chce pomagać młodym w kupnie własnego M na kredyt, to lepiej, by wypłacał im limit cenowy przypadający na dany rejon kraju czy miasto, ale nie zmuszał do inwestycji na peryferiach.
– Poza tym metraże, do których przewidziane są dopłaty, mają za małą powierzchnię dla rodziny z dwójką czy trójką dzieci – dodaje Kiełpsz.
Jacek Furga, przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Związku Banków Polskich nie przewiduje, aby MdM podbił rynek „hipotek". – W odróżnieniu od poprzednika, „Rodziny na swoim", dopłaty obejmą jedynie rynek pierwotny. Jest to ograniczenie dość znaczące, gdyż w większości polskich powiatów rynek pierwotny praktycznie nie istnieje. Poza tym MdM promuje życie pięcioosobowych rodzin w zatłoczonym, małym, maksymalnie 75-metrowym mieszkaniu – wskazuje Furga.