Kiedy Ronald i jego partnerka Sofie zdecydowali się na kupno domu, ich pierwszym wyborem było znalezienie starego budynku, który mogliby wyremontować. Para myślała np. opuszczonych zabudowaniach fabrycznych - czytamy na łamach "New York Timesa".
Od pierwszego spojrzenia
Nawet się im nie śniło, że ich poszukiwania skończą się w kościele. - Ale tak było dopóki nie interweniowała siła wyższa. Pierwotnie chcieliśmy kupić starą fabrykę - mówi Ronald, architekt z firmy Leijh, Kappelhoff, Seckel, van den Dobbelsteen w Hengelo, miasteczku we wschodniej części Holandii. - Planowana transakcja się rozleciała - dodaje.
Wtedy zdarzyło się im obejrzeć opuszczony kościół w małym miasteczku Haarlo. Spodobał im się od pierwszego spojrzenia, podobnie jak ludzie z sąsiedztwa. - Odkryliśmy, że jeden z nich pochodzi z rodzinnego dla Sofii Amsterdamu - opowiada architekt. - Inny z kolei pochodzi z mojego rodzinnego miasta Borne.
Para chciała się jeszcze zastanowić. Ostateczną decyzję podjęła wtedy, kiedy po powrocie do domu zastała pismo zawiadamiające, że budynek, który wynajmują, ma być zburzony. Pani Sofie została przekonana. - Ilu jeszcze znaków z góry potrzebujemy? - zapytała.
Ostatecznie, po wielu wahaniach, para kupiła świątynię Holenderskiego Kościoła Zreformowanego zbudowaną w 1928 roku. Do transakcji doszło w marcu 2011 roku. Cena wyniosła 130 tys. euro. Para postanowiła przekształcić kościół w dom mieszkalny.
Ponieważ Ronald jest architektem, a pani Sofie szefową projektantów wystaw mody, to byli w stanie samodzielnie zaprojektować przebudowę. Podstawowy pomysł był prosty: zredukować (innymi słowy pozostawić w budynku tylko jego najbardziej istotne elementy), odizolować (czyli zlikwidować w otoczeniu wszystkie te elementy, które ograniczały przestrzeń) i umeblować (oszczędnie).