Tak jak wielu jej kolegów z roku na Uniwersytecie Nowojorskim, Yanchu, ma bardzo napięty program. Studiuje ekonomię, dziennikarstwo, bierze lekcje żonglerki. Studentka, która dostaje stypendium, mieszka wspólnie z koleżankami przy Herald Square.
Jednakże w odróżnieniu od wielu jej kolegów z uniwersytetu, Yanchu przyjechała do Stanów Zjednoczonych na studencką wizę. - Wielu studentów opowiadało o tym, jak trudno jest dostać pracę w Nowym Jorku i w ogóle w Stanach - opowiada Yanchu na łamach „New York Timesa". - Rodzice dowiedzieli się, że gdybym dostała zieloną kartę, byłoby o to łatwiej.
Hotele i osiedla
Tak więc dwa lata temu rodzice Yanchu zainwestowali 500 tys. dol. w hotel przy Bryant Park, wiedząc, że ta inwestycja spowoduje przyznanie zielonych kart całej rodzinie. Trzy miesiące temu zakończono biurokratyczne procedury i rodzina zyskała prawo stałego popytu w Stanach.
Ojciec Yanchu pozostał w Pekinie, podczas gdy matka przyjechała do niej do Stanów, i teraz wynajmuje kawalerkę na Roosevelt Island i uczy się angielskiego.
Inwestowanie w nowe projekty nieruchomościowe w zamian za status legalnego imigranta stało się wielkim biznesem w New York City. W ramach federalnego programu wizowego, znanego jako EB-5, obcokrajowcy, w 80 proc. z Chin, inwestują miliardy dolarów w hotele, osiedla, biurowce w nadziei, że uzyskają dzięki temu zielone karty.