Renta planistyczna oraz opłata adiacencka istnieją tylko na papierze. Dochód z nich jest znikomy. Coraz częściej też gminy wolą korzystać z lokalnych inicjatyw inwestycyjnych.
Na papierze
Samorządy mogą pobierać rentę planistyczną, gdy wzrośnie wartość działki po uchwaleniu (zmianie) miejscowego planu. Pieniądze z renty mają pokryć część kosztów jego przygotowania. Rentę gminy mogą ściągać w ciągu pięciu lat od daty uchwalenia planu. Płacą ją zbywający nieruchomość. Wysokość renty ustalają gminy. Maksymalnie może wynieść 30 proc. wzrostu wartości nieruchomości.
– Ściągnąć rentę niezwykle trudno – mówi mec. Bogdan Dąbrowski z Urzędu Miasta w Poznaniu. – W odniesieniu do jednego z miejscowych planów szacowaliśmy, że dochód miasta z tego tytułu wyniesie 1,5 mln zł. Udało się uzyskać zaledwie 300 tys. zł.
– Rentę płacą tylko osoby, które nie mają dobrego prawnika – nie ma złudzeń Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent Zabrza. – Powszechnie bowiem stosowane są różnego typu triki prawne. Przykładowo zbywca z kupującym zawiera umowę przedwstępną, a po pięciu latach finalizuje z nim transakcję.
Nie lepiej jest z opłatą adiacencką. Jej celem jest z kolei pokrycie kosztów budowy urządzeń infrastruktury technicznej powodujących wzrost wartości nieruchomości. Chodzi m.in. o drogi, wodociągi, kanalizację. ?Płaci się ją tylko w ciągu trzech lat od daty np. wybudowania sieci wodociągowej. Opłata adiacencka wynosi nie więcej niż 50 proc. przyrostu wartości (różnicy między wartością, jaką nieruchomość miała przed wybudowaniem urządzeń czy drogi, a wartością, jaką ma po ich wybudowaniu).