„Siódmy kontynent" albo „plastisfera" – tak naukowcy nazywają olbrzymie połacie plastiku dryfujące na powierzchni oceanów. Unoszą się, blokując życie, a plastik – w rozdrobnionej postaci – trafia do organizmów morskich stworzeń. Zatruwa ponad 660 gatunków, od drobnego zooplanktonu przez żółwie, ryby trafiające na nasze stoły, po wieloryby.
Ale to tylko niewielka część problemu. Jego prawdziwą skalę po raz pierwszy podali naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Udało im się ustalić, ile ton odpadów trafia rocznie do wody. I te obliczenia przekroczyły najbardziej pesymistyczne przewidywania ekologów.
Badania prowadzone przez Jennę Jambeck sugerują, że do oceanów, różnymi drogami, trafia od 4,8 do 12,7 mln ton plastiku. Naukowcy podkreślają, że to o kilka rzędów wielkości więcej niż szacowana dotąd masa pływającego „siódmego kontynentu" – wysp plastiku pchanych prądami i na Atlantyku, i na Pacyfiku.
Co się dzieje z resztą śmieci? Zapewne opadają na dno, a ich oddziaływanie na ekosystem jest trudne do oszacowania.
– 8 mln ton, czyli mniej więcej środek naszych szacunków, to ogromna ilość plastiku. To tyle, ile wynosiła roczna produkcja tworzyw sztucznych w 1961 roku na całym świecie – mówi Roland Geyer, współautor pracy publikowanej w dzisiejszym wydaniu magazynu „Science". – Biorąc pod uwagę gęstość nieskompresowanego plastiku, 8 mln ton pokryłoby obszar 34 razy większy od Manhattanu warstwą plastikowych butelek sięgającą kostek.
Jenna Jambeck, inżynier środowiska, korzystała z pomocy oceanografów, materiałoznawców i specjalistów od gospodarki odpadami. Stworzyła komputerową symulację obejmującą 192 kraje. A konkretnie pas nadbrzeżny o szerokości 50 kilometrów, w którym produkuje się i wyrzuca plastikowe odpady.
Naukowcy obliczyli, że kraje te w 2010 roku wyprodukowały łącznie 275 mln ton plastiku. Ta liczba oczywiście stale rośnie – obecnie szacuje się, że przekroczyliśmy już (bo Polska też jest na liście 192 badanych krajów) 300 mln ton rocznie. To 600 proc. więcej niż produkcja w 1975 roku.