Departament Rolnictwa USA szacuje, że obecnie niedożywionych na świecie jest 870 mln ludzi, a do 2050 r. zapotrzebowanie na żywność wzrośnie o 100 proc. Budzi to obawy o bezpieczeństwo żywnościowe ludzkości.
Wzrost produkcji żywności wiąże się z trudnymi wyzwaniami. Popularne źródła białka na Zachodzie, takie jak np. wołowina, wiążą się z hodowlą zostawiającą bardzo duży ślad węglowy.
Jak pisze amerykański "Newsweek" 100 gram wołowiny wiąże się z emisją 105 kg CO2. Łącznie produkcja żywności odpowiada obecnie za 26 proc. całej emisji CO2 związanej z działaniem człowieka. Na potrzeby rolnictwa wykorzystywanych jest też do 43 proc. powierzchni lądów, które nie są pokryte zmarzliną oraz nie są pustyniami. Rozwój rolnictwa często wiąże się z karczowaniem lasów.
Czytaj więcej
Katastrofy ekologiczne wydarzają się w Polsce co miesiąc. Odra, Kanał Gliwicki, potok Wilczka w Międzygórzu. Dwa lata temu ktoś zabił 60 km rzeki Baryczy. Sprawcom zwykle uchodzi to płazem.
Tymczasem Charles Greene, profesor w Departamencie Nauk o Ziemi i Atmosferze na nowojorskim Cornell University uważa, że rozwiązaniem problemu z dostępem do żywności na Ziemi mogą być glony. Greene, wraz z zespołem naukowców przekonuje, że regiony przybrzeżne globalnego południa mogą stać się spichlerzem świata przez kultywowanie glonów morskich. Glony miałyby wypełnić "lukę białkową" w diecie, a jednocześnie zmniejszyć negatywny wpływ produkcji żywności na środowisko.