70 lat temu, 7 stycznia 1943 roku, w wieku 87 lat zmarł Nikola Tesla, amerykański wynalazca pochodzenia serbskiego. Fragment tekstu z archiwum tygodnika "Przekrój"
Pokoje numer 3327 i 3328 w hotelu New Yorker na Manhattanie przychodzą oglądać ludzie, których można podzielić na trzy kategorie. Pierwsza to inżynierowie, elektrycy i entuzjaści technologii. Drugą stanowią fani UFO, podróży w czasie, hodowcy gołębi telepatów oraz wyznawcy New Age. Trzecia to Serbowie i Chorwaci.
Co sprawia, że dwa przeciętne pokoje są dla nich tak elektryzujące? Prawda jest taka, że przyciąga nie miejsce, ale (dotyczy to zwłaszcza drugiej grupy) duch osoby, która tu mieszkała. Goście chcą oddać hołd człowiekowi wyprzedzającemu swoje czasy. Dziwakowi, samotnikowi, geniuszowi – Nikoli Tesli. Niektórzy mówią, że to on wynalazł XX wiek.
Trudno się z tym nie zgodzić, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że był autorem 112 patentów, głównie urządzeń elektrycznych, z których najsławniejsze to: silnik elektryczny, prądnica prądu przemiennego, autotransformator, dynamo rowerowe, radio, elektrownia wodna, bateria słoneczna, turbina talerzowa, transformator Tesli oraz świetlówka. Myślicie, że zbił na tym fortunę? Nic z tego.
Amerykański żart
– Proszę pana, ja żartowałem. Pan jest emigrantem, nie rozumie pan amerykańskiego poczucia humoru – oświadczył Thomas Alva Edison (TEN Edison), gdy młody inżynier Nikola Tesla przyszedł do niego upomnieć się o zapłatę za wykonanie zlecenia. Pieniądze bynajmniej nie były śmieszne: Edison obiecał Tesli 50 tysięcy dolarów, jeśli ten doprowadzi do 50-procentowej poprawy wydajności generowania prądu w elektrowniach Edisona.