Wnioski, jakie płyną z długookresowych badań, które w ciągu 12 lat objęły ponad 10 tys. brytyjskich pracowników administracji publicznej, wskazują jednoznacznie, że stres jest przyczyną biologicznych zmian prowadzących do śmierci. Dotyczy to większej liczby przypadków, niż dotychczas sądzili naukowcy. Wyniki badań zostały opublikowane w magazynie "European Health Journal".
– To pierwsze badania na tak dużą skalę, które wskazują codzienny stres w pracy jako przyczynę chorób serca – powiedział agencji Reuters główny autor raportu Tarani Chandola, epidemiolog z University College London. – Jednym z problemów jest, że ludzie wątpią w to, iż długotrwały stres powoduje skutki biologiczne.
Ataki serca są najczęstszą przyczyną śmierci na wszystkich kontynentach. Chorobie sprzyjają postępujące złogi powodujące zwężenie i blokowanie naczyń krwionośnych, nadciśnienie oraz wiele innych czynników. Badacze określali poziom stresu w grupie pracowników administracji publicznej, biorąc pod uwagę zakres obowiązków oraz długość przerw w pracy. W ciągu 12 lat zespół naukowców przeprowadził siedem różnych badań.
Wynika z nich, że osoby, które pracują w nieustannym napięciu, o 68 proc. częściej są ofiarami zawału, niż ludzie niepoddawani stresowi. Co ciekawe, najczęściej są to ludzie przed 50. rokiem życia.
– Badania, które przeprowadziliśmy, wskazują, że ciągły stres jest naturalną przyczyną podwyższonego ryzyka ataku serca – powiedział Chandola. Do występowania chorób układu krążenia, oprócz stałego napięcia, przyczynia się też styl życia. Zestresowani pracownicy najczęściej objadają się niezdrową żywnością, palą papierosy, piją alkohol i unikają ćwiczeń fizycznych. To bardzo poważne czynniki ryzyka w chorobach serca i naczyń krwionośnych. Z raportu wynika, że wielu spośród zestresowanych pracowników miało niestabilny rytm serca i większy niż normalny poziom kortyzolu, hormonu wytwarzanego przez nadnercza, nazywanego hormonem stresu. Hormon ten przygotowuje organizm do reakcji na zagrożenie. Podobnie jak u ludzi stale zestresowanych w nadmiarze występuje on także u trenujących kulturystów.