Tylko w Stanach Zjednoczonych zimy 2007 roku nie przeżyło 60 proc. rojów, w niektórych stanach wschodnich i południowych nawet 90 proc. W kanadyjskiej prowincji Quebec wyginęło 40 proc. rojów, we Francji, Szwajcarii, Niemczech, Portugalii, Grecji – jedna czwarta. W Polsce nieco mniej, ale nasi pszczelarze też mają do czynienia z tą plagą, jak zresztą cała Europa. Podobnie jest w Azji i Ameryce Południowej.
Pierwsze oznaki tego, co przerodziło się w kataklizm, zaobserwowano w XX stuleciu. Naukowe studium zjawiska miało miejsce w 1979 roku. Teraz kataklizm objął cały świat. Co się dzieje?
Przebieg zjawiska, które nazwano CDD (Colony Collapse Disorder), jest wszędzie taki sam: ul pustoszeje niemal z dnia na dzień. Przy czym, co najdziwniejsze, nie ma w nim martwych owadów. Nie ma również robotnic, jest tylko królowa, która nie przestaje znosić jajeczek, kilka młodych pszczół i parę dorosłych zaatakowanych przez wirusy i grzyby. Plaster jest otwarty, ale mimo to zapasy miodu i pierzgi (pyłku pszczelego) pozostają nienaruszone przez pszczoły z innych rojów.
W wielu krajach prowadzone są badania zmierzające do odkrycia przyczyny tego zjawiska. Na razie rezultaty nie są zadowalające. Badacze ułożyli listę substancji i produktów – środków owadobójczych, ochrony roślin, w ogóle wszelkich środków chemicznych stosowanych masowo w rolnictwie, które szkodzą pszczołom. Trafiają one do gleby, pozostają w niej latami i w efekcie przenikają do kwiatów, z których korzystają pszczoły. Niektóre z nich uszkadzają system nerwowy owadów, sprawiając, że nie potrafią odnaleźć ula.
W latach 60. w Europie rozprzestrzenił się naturalny wróg pszczół, jakim jest pasożytniczy roztocz Varroa jacobsoni. Od kilku lat w Ameryce stał się odporny na większość środków chemicznych używanych do jego zwalczania. Badacze podejrzewają, że jest on głównym sprawcą pszczelego wymierania, ale twardych naukowych dowodów brak.