Choć brzmi to nieprawdopodobnie, historia jest prawdziwa. Wycofany z eksploatacji rosyjski statek wycieczkowy "Lyubov Orlova" stał zacumowany w przy kanadyjskiej wyspie Nowa Funlandia. 23 stycznia rozpoczęło się holowanie statku do Dominikany, gdzie miał zostać rozebrany i pocięty na złom.
Następnego dnia pękła lina holownicza. Holownik zawrócił, pozostawiając dryfujący kadłub na północnym Atlantyku. Problem polega na tym, że nie wiadomo, gdzie aktualnie się znajduje. Stanowi on potencjalne niebezpieczeństwo. W przypadku kolizji z innym statkiem lub w razie jakiegoś uszkodzenia a nawet zatonięcia, z "Lyubov Orlovej" wycieknie do oceanu mnóstwo ropopochodnych i technicznych płynów, smarów. Ze słoną wodą zetkną się akumulatory, substancje toksyczne takie jak azbest, rtęć, niedegradowalne odpady.
Gdy próba ponownego wzięcia na hol starego kadłuba zawiodła, i gdy przestał on zagrażać jednej z kanadyjskich platform wiertniczych, statek pozostawiono własnemu losowi, ponieważ opuścił już kanadyjskie wody terytorialne i znalazł się na wodach międzynarodowych.
Dryfujący statek, zwodowany w 1976 roku, jest w złym stanie technicznym, światła pozycyjne nie działają. Organizacja ekologiczna Robin Hood ostrzega, że płynie on szlakiem "Titanica", ale w drugą stronę, do Irlandii.
Ryzyko kolizji z górą lodową lub innym statkiem handlowym bądź rybackim istnieje. Pogoda na północnym Atlantyku jest zła, wysokie fale mogą uszkodzić bezwładny kadłub i zatopić go.