– Ostatnie wydarzenia w Syrii, gdzie ponownie użyto broni chemicznej, unaoczniły potrzebę wzmocnienia wysiłków, by wyeliminować taką broń – mówił, ogłaszając decyzję Komitetu Noblowskiego jego przewodniczący Thorbjorn Jagland. Podkreślał, że Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) nagrodzono za całokształt działalności.
Wyróżnienie spośród 259 nominowanych relatywnie młodej, bo działającej zaledwie od 1997 r., a do tego mało znanej organizacji, było wczoraj sporym zaskoczeniem. Szczególnie, że jej najbliższa misja – zniszczenie w ciągu zaledwie roku syryjskich arsenałów broni chemicznej – uważana jest za najtrudniejszą z dotychczasowych.
– Udało nam się zlikwidować 80 proc. światowych arsenałów chemicznych – przypomniał wczoraj kierujący OPCW Turek Ahmet Uzumcu, dodając: – Mieliśmy świadomość, że choć wykonujemy naszą pracę po cichu, ma ona wkład w pokój na świecie. Dopiero kilka tygodni temu cała społeczność międzynarodowa zainteresowała się tym, co robimy.
O tym, jak trudne zadanie czeka podwładnych Uzumcu, najlepiej świadczy to, że gdy Komitet Noblowski ogłaszał decyzję, syryjska armia toczyła zacięte walki z fundamentalistami powiązanymi z Al-Kaidą w okolicach Safiry, miasta około 20 km od Aleppo. To jedno z miejsc, gdzie mogą być ukryte chemiczne magazyny. Wysłannicy OPCW – jeśli mają dotrzymać terminu rozbrojenia – powinni przeprowadzić tam pierwsze inspekcje jeszcze w tym miesiącu.
Eksperci organizacji, którzy zwykle pracują w laboratoriach w siedzibie organizacji w Hadze, znaleźli się na czołówkach światowych mediów wkrótce po ataku chemicznym pod Damaszkiem 21 sierpnia, w którym zginęło ponad 1400 osób. Wkrótce potem Stany Zjednoczone zagroziły reżimowi w Syrii interwencją. Moskwa najpierw naciskała, by to właśnie OPCW wyjaśniła na miejscu, czy rzeczywiście doszło do ataku chemicznego, a później Rosjanie wynegocjowali z reżimem w Damaszku, że odda swe arsenały. Za ich zniszczenie odpowiedzialna jest teraz OPCW.