Zgodnie z art. 7 ust.1 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=9E080D946DC80BB1BA0A91EEEA2F8582?id=80633]ustawy o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny[/link] „konsument, który zawarł umowę na odległość, może od niej odstąpić bez podania przyczyn” w ciągu dziesięciu dni. Choć to przywilej, którego najbardziej obawiają się firmy, w praktyce zwroty nie zdarzają się tak często. Trzeba jednak pamiętać, że każdy klient ma do tego prawo. Niedozwolone są też próby ograniczania tego uprawnienia, np. poprzez specjalne postanowienia w umowie. Co więcej, przedsiębiorca musi poinformować kupujących o takiej możliwości. Inaczej działa na swoją niekorzyść. Przepisy wydłużają bowiem konsumentowi okres, w którym może zrezygnować z zakupu aż do trzech miesięcy.

[b]Sprzedawca musi odebrać towar od klienta tylko wówczas, gdy ten odstąpi od umowy na piśmie.[/b] Nie musi więc reagować na telefon czy e-mail (chociaż jeśli nie chce popsuć sobie opinii, to oczywiście powinien). Skutek prawny ma jednak dla niego tylko pismo – czy to wręczone osobiście, czy też przesłane pocztą. W tym drugim przypadku decyduje data stempla pocztowego. Dziesięciodniowy termin zaczyna swój bieg z chwilą odebrania towaru przez klienta.

Polskie przepisy nie są jednoznaczne, jeśli chodzi o to, kto ponosi koszty odesłania zwracanego towaru (np. pocztą, kurierem). Według opinii przedstawicieli Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów koszty te obciążają klienta. Wywodzą to z dyrektywy unijnej w sprawie ochrony konsumentów w przypadku umów zawieranych na odległość 97/7/WE. Zgodnie z nią koszty ponoszone przez konsumenta, który korzysta z prawa odstąpienia od umowy, muszą się ograniczać do bezpośrednich kosztów zwrotu towarów. Innymi słowy, przepisy unijne dopuszczają możliwość obciążenia nimi kupujących.

Jeśli klient płacił z góry (np. przelewem czy kartą) i zdecyduje się zwrócić towar, to sprzedawca musi oddać mu nie tylko to, co zapłacił, ale również odsetki ustawowe (wynoszą one obecnie 13 proc. w skali roku). Liczy się je od dnia otrzymania zapłaty, czyli w praktyce najczęściej od zaksięgowania jej na koncie sprzedawcy. Jeśli natomiast klient płacił przy odbiorze (np. listonoszowi), to odsetek nie trzeba doliczać.