Fala powodziowa po raz kolejny zalewa domy. Wiele z nich stoi na terenach od wieków zagrożonych zalaniem. Poszkodowani mają pretensję do władz gminy, że pozwoliły tam budować. Często jednak winę ponoszą także i oni sami.
– Znam gminę, która świadomie przygotowała plan, który omijał tereny zagrożone powodzią. Jedna działka zaś została w połowie objęta tym planem, a w połowie nie. Jej właściciel szybko wystąpił do gminy o wydanie warunków zabudowy na budowę domu na tej części działki, która nie została objęta planem i bez problemów je otrzymał – mówi Mariola Berdysz, dyrektor Fundacji „Wszechnica Budowlana”. – Obie więc strony miały świadomość, że zagrożenie istnieje i wcześniej czy później woda może zalać dom.
Dlaczego gminie na tym zależało, żeby te tereny nie były objęte planem? Odpowiedź jest prosta. Nie musiała wprowadzać zakazów budowy na terenach zalewowych.
[wyimek]Szanse na odszkodowanie od gminy za to, że pozwoliła budować, są niewielkie [/wyimek]
Jednak plan planowi nierówny. Na obostrzenia w tym zakresie można liczyć tam, gdzie istnieje studium powodziowe. Chodzi konkretnie o studium ochrony przeciwpowodziowej ustalające m.in. obszary bezpośredniego zagrożenia powodzią. Sporządza je dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.