Magdalena Sendecka: To wydarzenie pokazuje przede wszystkim powszechność i skalę zjawiska. Zapewne zostanie użyte przez przeciwników akcji, żeby dyskredytować ją i kobiety, które zdecydowały się mówić o przemocy. Ale nie sądzę, żeby miało większy wpływ na sytuację. To raczej dobitny dowód, że nie płeć sprzyja przemocy, lecz władza. Tak się składa, że to na ogół mężczyźni mają przewagę – również w środowisku filmowym. A z każdą władzą wiąże się ryzyko wynaturzeń.
Czy środowisko filmowe ponownie przyjmie osoby napiętnowane w trakcie kampanii #metoo?
Trudno prorokować. Znane są przypadki artystów, którzy się skompromitowali, ale w pewnym momencie ich banicja się kończyła. Nie wracali co prawda ani na pierwsze strony gazet, ani na ekrany w głównych rolach, ale egzystowali gdzieś na marginesie filmowego świata.
Czy słynny aktor Kevin Spacey też może liczyć na taki powrót? Film „Billionaire Boys' Club", w którym zagrał przed falą oskarżeń o molestowanie i gwałt, w dniu amerykańskiej premiery, w ostatni piątek, zarobił zaledwie 126 dolarów.