Tylko w ubiegłym roku w rywalizacji o kilkaset tysięcy złotych na rozkręcenie własnej firmy w sieci zgłoszono 5 tys. projektów.
[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2010/02/08/internetowa-loteria/] Skomentuj na blogu[/link][/b]
Poniekąd trudno się temu dziwić. Bo i praca spokojna, przy komputerach i rąk sobie brudzić nie trzeba. Własna stacja benzynowa to koszty, logistyka i ciągły zapach etyliny; sklep spożywczy znanej sieci w ajencję – tylko się człowiek nadźwiga i nabiega; biuro księgowe jeszcze by uszło, ale liczby to nuda, a ponadto trzeba posiadać jednak jakieś wyższe umiejętności z rachunkowości.
A jak się wydaje, wielu walczących o dotacje uważa, że w Internecie dobry pomysł w zupełności wystarczy. Tyle że tych dobrych pomysłów jakby było niewiele. Sukcesy Naszej-Klasy czy Gadu-Gadu to przypadki odosobnione. I o ile firmy mają miliony klientów – o wiele więcej niż przeciętna stacja benzynowa czy dyskont – finansowo już nie jest tak różowo. A mimo to za każdą z tych firm zapłacono kilka lat temu ok. 400 mln zł. To ok. 30 razy więcej, niż wynosiły przychody tych spółek i ok. 60 – 70 razy więcej niż zysk. Teraz rosyjski dziennik "Wiedomosti" twierdzi, że ich właściciele chcą połączyć firmy w jedną.
Twórcy Naszej-Klasy i Gadu-Gadu stali się co prawda multimilionerami. Ale biznesowa przyszłość ich internetowych dzieci wcale nie jest taka pewna. Bo trudno przekonać klienta, gdy przyzwyczaił się do czegoś za darmo, by dopłacił, aby jego darmowa zabawka miała nieco więcej wodotrysków. Na razie NK czy GG z odsieczą przychodzi dobrze spozycjonowana reklama. Ale, gdy np. moda na Naszą-Klasę przeminie, a użytkownicy pójdą gdzie indziej, biznes się błyskawicznie skurczy.