W obu przypadkach pierwszą reakcją rynku był spadek cen akcji spółek.
Euro 2012 to bez wątpienia wielkie medialne wydarzenie i wiele firm postanowiło – przynajmniej w fazie rozgrywek grupowych, gdzie każdego dnia odbywały się dwa fascynujące mecze – że w tym czasie nie będzie zaprzątać głowy klientów swoimi nowymi pomysłami na biznes.
Inaczej postąpiły Apple i Microsoft. Obie firmy – w tygodniowym odstępie – zaprezentowały nowości istotne dla przyszłego rozwoju biznesu. W obu przypadkach pierwszą reakcją rynku był jednodniowy spadek cen akcji, który mógł sugerować rozczarowanie inwestorów. Jednak w kolejnych dniach papiery obu spółek z nawiązką odrobiły straty, co można interpretować na wiele sposobów, a najprostsze wyjaśnienie brzmi, że dostrzeżono „plusy dodatnie" zaprezentowanych właśnie nowości.
Obserwowanie tych krótkoterminowych wahań kursów akcji skłoniło mnie do sprawdzenia, jak wygląda giełdowa historia obu spółek w długim, a właściwie bardzo długim terminie. I przyznam, że byłem nieco zaskoczony tym, co zobaczyłem na wykresach. Żyłem w przekonaniu, iż lepiej zaprezentują się zyski z akcji Apple'a. Wszak w ostatnich kilku latach kurs papierów spółki poszybował w górę jak rakieta do poziomów najwyższych w historii, cena akcji Microsoftu zaś to rosła, to spadała, i nie była w stanie nawet zbliżyć się do szczytu z 2000 roku. Tymczasem okazuje się, że w perspektywie nieco ponad 26 lat zyski z akcji Microsoftu – ponad 33 tys. proc. – były wyraźnie wyższe niż te, które można było uzyskać, posiadając papiery Apple'a. Natomiast to, że obie spółki z nawiązką przebiły indeks Nasdaq, było „oczywistą oczywistością".
Tu nasuwa się refleksja. Kto w marcu 1986 roku, gdy na giełdzie debiutował Microsoft, kupował akcje tych firm z zamiarem pozostania długoterminowym inwestorem i kto w tym postanowieniu został do dziś? I jeszcze jedno: kto – poza twórcami firm – był przekonany, że osiągną one taki sukces? Moim zdaniem odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi tak samo: absolutnie nikt.