W poniedziałek odbywa się historyczne dla Polski posiedzenie Rady Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), w którym po raz pierwszy nasz kraj weźmie udział jako pełnoprawny uczestnik. Senat ustawę o przystąpieniu Polski do ESA przyjął 9 listopada, a trzy dni później, w trybie pilnym, podpisał ją prezydent Komorowski.
- Najbliższa Rada Ministrów będzie naszą pierwszą radą z pełnym prawem głosu – mówi Mateusz Wolski z Przemysłowego Instytutu Automatyki i Pomiarów (PIAP), koordynator akcji społecznej „Polska w ESA". – Wyniki tej Rady ukształtują działania Europy w zakresie wykorzystania przestrzeni kosmicznej do 2020 roku. I właśnie dlatego tak zależało nam, żeby polscy reprezentanci zasiedli przy stole negocjacyjnym.
Otwiera to rodzimym firmom pełny dostęp do wszystkich programów ESA i przeznaczonych na nie funduszy europejskich. Dla polskiego budżetu oznacza to możliwość odzyskania znacznej części składek, które nasz kraj tak czy inaczej zobowiązany jest wpłacać do Unii Europejskiej i Europejskiej Organizacji Eksploatacji Satelitów Meteorologicznych EUMETSAT. Jak obliczyli organizatorzy akcji „Polska w ESA", do 2020 roku Polska wydałaby na ten cel ponad 2 mld zł.
- Gdybyśmy nie stali się członkiem ESA, wróciłoby do nas zaledwie 5 proc. tej sumy. Dopiero pełne członkostwo w ESA pozwoli odzyskać pieniądze wpłacone do unijnego budżetu – uważa Wolski.
Jak twierdzi prof. Piotr Wolański, przewodniczący Prezydium Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych Polskiej Akademii Nauk, udało się wynegocjować korzystne warunki przystąpienia Polski do ESA. Strona polska będzie wnosić do kasy Agencji roczną składkę w wysokości niespełna 30 mln euro, ale nawet 95 proc. tej kwoty wróci do kraju w formie projektów technologicznych i zleceń dla firm. Będą one mogły brać udział w konkursach w ramach 7. Programu Ramowego, obejmujących projekt monitorowania Ziemi (GMES - Globalny Monitoring Środowiska i Bezpieczeństwa) czy budowę systemu nawigacji satelitarnej GALILEO.