Czas na antyspołecznościowy portal

Tagowanie, share'owanie, lajkowanie, komentowanie i retweetowanie – wszystko w społecznościach, w otoczeniu znajomych, w wirtualnej rzeczywistości. W cieniu tych obecnych trendów rodzi się nowa moda. Moda na bycie anty społecznym.

Publikacja: 20.03.2014 12:22

Moda na bycie anty społecznym

Moda na bycie anty społecznym

Foto: Bloomberg

W obecnym świecie bycie social jest naturalne. Zdziwienie wywołuje osoba, która nie ma profilu na Facebooku i nie śledzi informacji na Twitterze. Tak, jakby był przymus – bądź social albo... nie mamy o czym mówić. Spędzanie czasu w społecznościach nie jest niestety tak korzystne dla odbiorcy, jak mogłoby się wydawać. Ogromna baza kontaktów z całego świata w większości przypadków prowadzi do przeglądania zdjęć cudzych dzieci i posiłków uwiecznionych w specjalnych galeriach, a posty na Twitterze niosą najczęściej przekaz w stylu: „Ja, tu i tu, z tym i z tym, na takim i takim wydarzeniu". Wszystko odpowiednio otagowane hashtagami, małpami, podświetlone na niebiesko w nieodmienionej przez system formie, zaczyna wyglądać jak jakiś język nowej ery, zrozumiały bardziej dla robotów niż dla ludzi.

Społeczności szkodzą

Dodatkowo, lekarze i psychologowie w wielu niezależnych od siebie ośrodkach badawczych, udowodnili, że przesadzanie z czasem spędzanym w społecznościach może prowadzić do frustracji, depresji i postrzegania własnego życia jako coraz mniej wartego wobec tego, co się widzi u innych. Facebook i pozostałe portale wbrew temu, co wydaje nam się, że mogą oferować, wbrew poczuciu ciągłego połączenia z innymi, z naszymi znajomymi, facebookowymi przyjaciółmi w końcu!, ściągają naszą psychikę w dół. Rezultat w skrajnych przypadkach może prowadzić do zdziecinnienia – ale nie fizycznego, tylko psychicznego. Nadmierne spoglądanie w społeczności zabija własną krytyczność i zdolność oceniania rzeczywistości po swojemu.

Robi się to samo, co inni

Słucha się tego, co wkleją na profilu inni. Czyta się te same linki. Wymienia tymi samymi źródłami informacji, filmikami, grafikami i memami. Bez zastanowienia nad konsekwencjami dla innych można powielić teoretycznie niewinny żart, który dla jego bohatera może nieść dotkliwe konsekwencje. Społeczności skutecznie wymazują z głów to, co kultura i ewolucja w nich przez tysiące lat tworzyły. Można mieć tego zwyczajnie dosyć.

Czas na antyspołeczności

W tym miejscu pojawia się nowy wynalazek – serwis antyspołecznościowy. Nazywa się Cloak, od angielskiego słowa peleryna. Pełni funkcję czapki-niewidki, ponieważ dzięki niemu możemy dowiedzieć się, że w naszej okolicy przebywa ktoś, z kim nie chcemy się spotkać. Cloak wykorzystuje dane o tagowaniu się użytkowników z innych serwisów opartych na geolokalizacji, jak Foursquare i Instagram. Nanosi je na mapę i ostrzega nas, że oto za rogiem ktoś właśnie je w naszej ulubionej knajpie obiad.

Twórca Cloak, Brian Moore, uważa, że rynek nasycił się już serwisami social media i teraz przyjdzie czas na uwolnienie ludzi od bagażu bycia social z przymusu. Użytkownicy mogą chcieć prywatności i prawa do decydowania, czy chcą się z kimś spotkać, czy nie. Według niego obietnica prywatności oraz trzymania informacji w tajemnicy przed innymi to nowe pole do wykorzystania przed serwisami. Moore wskazuje na ogromną popularność komunikatora Snapchat, w którym wymieniane między użytkownikami wiadomości są kasowane po kilku sekundach. Coraz bardziej zaczyna liczyć się przekaz chwilowy.

Filtrowanie wirtualnej rzeczywistości

Wspólnikiem Moore'a w projekcie Cloak jest Chris Baker, specjalista od antyspołecznościowych aplikacji. Stworzył m.in. unbaby.me, nakładkę na przeglądarkę internetową, która ukrywa przed użytkownikiem zdjęcia dzieci znajomych z Facebooka. Jeżeli nas takie treści irytują lub zwyczajnie nie są nam do niczego potrzebne, unbaby.me usuwa je ze strumienia powiadomień. Dzięki jego wynalazkom można także nakładać na Twittera i Facebooka dowolne filtry, które odetną nas od niechcianych treści. Baker stworzył także aplikację „Hate with Friends", która mierzy, czy nasz znajomy z Facebooka nienawidzi nas tak samo, jak my  jego. Dostajemy też powiadomienie, jeżeli ktoś zaczyna nienawidzić nas bardziej.

Czas na kciuk w dół?

Facebook bacznie obserwuje konkurencje i potrafi wyłożyć spore fundusze, żeby tylko zatrzymać użytkowników u siebie. Kto wie, czy z czasem, gdy  antyspołecznościowe trendy nie urosną w siłę, nie doczekamy się oficjalnego przycisku „nie lubię" z kciukiem skierowanym w dół, by choć trochę dokładniej wyrazić swoje uczucia w internecie? Jak na razie na Facebooku możemy czegoś jedynie nie „lubić", a życie bywa trochę bardziej skomplikowane.

W obecnym świecie bycie social jest naturalne. Zdziwienie wywołuje osoba, która nie ma profilu na Facebooku i nie śledzi informacji na Twitterze. Tak, jakby był przymus – bądź social albo... nie mamy o czym mówić. Spędzanie czasu w społecznościach nie jest niestety tak korzystne dla odbiorcy, jak mogłoby się wydawać. Ogromna baza kontaktów z całego świata w większości przypadków prowadzi do przeglądania zdjęć cudzych dzieci i posiłków uwiecznionych w specjalnych galeriach, a posty na Twitterze niosą najczęściej przekaz w stylu: „Ja, tu i tu, z tym i z tym, na takim i takim wydarzeniu". Wszystko odpowiednio otagowane hashtagami, małpami, podświetlone na niebiesko w nieodmienionej przez system formie, zaczyna wyglądać jak jakiś język nowej ery, zrozumiały bardziej dla robotów niż dla ludzi.

Pozostało 80% artykułu
Media
Donald Tusk ucisza burzę wokół TVN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Awaria Facebooka. Użytkownicy na całym świecie mieli kłopoty z dostępem
Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie