W poniedziałek rano czasu pacyficznego (9 godzin wcześniej od naszego) zatrzęsła się ziemia w dzielnicy Westwood W Los Angeles. Nie po raz pierwszy ani ostatni, bo zachodnie wybrzeże USA to teren sejsmiczny, ale informacja o wstrząsach szybko rozeszła się w amerykańskich mediach. Doszło do tego z dwóch powodów. Pierwszy, prozaiczny – jeden z prowadzących śniadaniowego pasma w telewizji KTLA, Chris Schauble, zarządził chowanie się pod biurko, gdy poczuł wstrząsy na antenie. Materiał rozszedł się po portalach i został sparodiowany w wieczornym programie satyrycznym popularnego w USA, Jimmy'ego Kimmela. Drugi powód, dla którego akurat ta wiadomość o trzęsieniu ziemi jest dla nas ważniejsza od innych, wynika z faktu, że komunikat napisał robot.
Informacja brzmiała normalnie. Na początku rodzaj wstrząsów, siła, dzień tygodnia, miejsce, odległość od potencjalnego epicentrum, źródło wiadomości, czas zdarzenia. Następnie dodatkowe szczegóły dotyczące odległości epicentrum od ważniejszych punktów miasta. Następnie informacja o tym, że w ciągu ostatnich 10 dni w okolicy nie dochodziło do wstrząsów większych od 3.0. Na zakończenie informacja o tym, że wiadomość stworzył algorytm.
Kto stworzył algorytm?
Twórcą zrobotyzowanego dziennikarza jest inny dziennikarz, a także programista, Ken Schwencke. Napisał program, który tworzy krótkie wiadomości dotyczące trzęsień ziemi. Jest to szczególnie przydatne w rejonie, który, jak wspominałem, trzęsie się dość często. Po technologię sięgnął LA Times, który wcześniej już korzystał z usprawnień od amerykańskich służb sejsmologicznych. Algorytm zajmuje się także informacjami kryminalnymi, ale do ich publikacji wymagany jest już nadzór człowieka. Schwencke w wywiadach przyznaje, że nie chce wyeliminować dziennikarzy, ale chodzi mu o przyspieszenie przepływu informacji. Niestety, można by się spierać, czy przypadkiem informacji nie mamy już aż nadto i co w nowej, cyfrowej rzeczywistości, mają robić dziennikarze.
Internet zmienia naszą rzeczywistość. O wiele szybciej niż byśmy tego chcieli, a już na pewno inaczej niż byśmy sobie życzyli. Nie chodzi tylko o wszechobecny „hejt", szpiegowanie i piractwo. Internet, wbrew oczekiwaniom, nie daje pracy, ale ją zabiera. W dodatku z łatwością dziecka biorącego cudze zabawki w piaskownicy. Na nic płacz i wzywanie mamy – miejsca pracy odeszły z cyber-korporacją, która bawi się w najlepsze. Jak sytuacja jawi się dla dziennikarzy?
Po pierwsze